Londyn podróżniczo-organizacyjnie
Jeśli mieszkasz w Londynie albo jesteś jego stałym bywalcem, możesz od razu przejść do przeglądania zdjęć. Jeśli wybierasz się akurat do tego miasta albo ciekawi Cię, czego się dowiedziałam i co przetestowałam na własnej skórze, zapraszam do czytania.
Transport
- metro – bez metra Londyn już dawno przeżyłby apokalipsę, wielokilometrowe korki doprowadziłyby do zamieszek i nic już by nie było, jeśli mogę zacytować jednego z byłych kandydatów na prezydenta. Metrem dojedziesz prawie wszędzie, szybko i bezpiecznie. Jest tylko jedno małe ale: nawet nie próbuj wsiadać do metra w niedziele. Pociągi jeżdżą, ale tylko do połowy trasy, a na stację, z której wysiadłeś, nie możesz już wrócić, jedna wielka katastrofa. Decydując się na metro, licz się również z kilometrowymi wycieczkami podziemnymi korytarzami i setkami schodów w gore i w dół (jeśli kilka razy zmieniasz linie metra). Pamiętaj również, że londyńskie metro jeździ tylko do około 12:30 w nocy.
- czerwone, dwupiętrowe autobusy - symbol Londynu. W deszczowe dni szyby parują i nie widać aż tak dużo jakby się chciało, ale mimo wszystko idealna alternatywa dla piekielnie drogich i obciachowych autobusów wycieczkowych obwożących turystów po Londynie. Godne polecenia są też autobusy 24-godzinne, które godnie zastępują metro nie jeżdżące nocą.
- statki, stateczki i inne wodne pojazdy – bodajże Thames Clipper jest najtańszą opcją do zwiedzenia Londynu od strony wodnej. My w końcu się nie zdecydowaliśmy, bo przy tak paskudnej pogodzie to ostatnie o czym marzę ;)
- Oyster Card – zdecydowanie najtańsza opcja opłaty za przejazdy. Płacisz 13 funtów, z czego 3 funty to kaucja, a 10 funtów możesz wydać na bilety (kartę można w każdej chwili doładować). Jeżeli chcesz płacić aż do połowy mniej (niż kupując zwykły bilet) za przejazdy komunikacja miejska – nie zastanawiaj się. Oyster Card ma jeszcze jedną wielką zaletę: nie zapłacisz więcej niż wynosi koszt biletu jednodniowego (bodajże 8,60 funtów), obojętnie czy jeździsz metrem, autobusem czy kolejką, a może wszystkim na raz. Warto zapamiętać, że kartę można nabyć na lotnisku, ale zwrócić już tylko w samym Londynie. Nie zapomnijcie więc tego zrobić, jeśli nie chcecie zabrać jej ze sobą do domu (jeśli jednak zapomnicie, będzie jak znalazł na kolejną wizytę).
- Emiratem Airlanes – Cable Car – nowootwarta atrakcja, kolejka linowa w środku miasta. Oczywiście przejechaliśmy się i możemy z czystym sumieniem polecić. Koszt: trochę ponad 4 funty.
Miasto
- bezpieczeństwo – jeśli uważacie, ze Londyn jest niebezpieczny, chyba nigdy nie byliście we Frankfurcie, serio. Tylu podejrzanych typów nie widziałam nigdzie indziej na świecie. Z kolei Londyn przyjął mnie z otwartymi ramionami i czułam się w tym mieście naprawdę pewnie (pomijając może pierwszy dzień, gdzie chodząc w deszczu z ogromną migreną, nienawidziłam wszystkiego i wszystkich, i chciałam natychmiast wracać do domu ;)).
- ruch uliczny – tragedia. Pierwsza jazda autobusem przyprawiła mnie o mdłości (nic nie jeździło tak jak powinno i polowa kierowców próbowała nas zabić wjeżdżając z najdziwniejszych stron skrzyżowania), a potem było jeszcze gorzej. Niby przed każdymi pasami stoi jak wół: look right (patrz w prawo!!), nic to nie dało. Patrzyłam w prawo jak ta krowa na polu, a i tak, jak już byłam na środku jezdni, ktoś pojawiał się znikąd i próbował mnie rozjechać. Musze stwierdzić, że jak przestałam się rozglądać przed wejściem na jezdnie, miałam większą skuteczność. Na szczęście londyńscy kierowcy wyglądają na wyrozumiałych, zamiast mnie rozjechać, po prostu się zatrzymywali i spokojnie czekali jak przejdę. Ach, ci angielscy dżentelmeni.
- pogoda – dobry żart, raczej niepogoda. Zapomnijcie o balerinkach, kozaczkach i szpileczkach – kalosze, to jest to. Do tego kurtka z kapturem, najlepiej puchowa. Dzięki, Sylwia!
Kultura
O tym będzie osobno, teraz tylko garstka informacji. Wstęp do większości muzeów jest bezpłatny, kosztują tylko wystawy specjalne. Większość z nich zamyka około 17:30, ale otwarta jest 7 dni w tygodniu.
Musicale na West Endzie czy sztuka w jednym z londyńskich teatrów to wydatek rzędu 20-60 funtów, zależnie od przedstawienia i miejsca na widowni. To jednak niezapomniane przeżycie, warte każdego wydane pensa. My obejrzeliśmy „Pułapkę na myszy” mojej kochanej Agatki i żałujemy, ze w teatrze nie byliśmy co wieczór.
Więcej grzechów nie pamiętam, ale na bank mi się coś jeszcze przypomni. Najwyżej upchnę to gdzieś w kolejnych postach. ;)
A korzystając z okazji: wszystkiego najlepszego moja kochana siostrzyczko! Dużo zdrowia, miłości i spełnienia najskrytszych marzeń, a także powodzenia w dorosłym życiu, które dzisiaj się zaczęło ;)
Świetny rozrywkowo-informacyjny wpis. Zastanawiam się jak tam ludzie żyją, bo mnie taki wielkomiejski chaos i ciągła niepogoda doprowadza do rozpaczy:)
OdpowiedzUsuńDzieki ;)
UsuńA no widzisz, przypomnial mi sie jeszcze jeden punkt, ktorego w tekscie nie umiescilam: londynczycy. Dla nich pogoda nie istnieje (tak samo jak wielkomiejski chaos), to tylko matrix. Biegaja w krociutkich spodenkach i koszulkach przez srodek miasta, w najwiekszy deszcz zakladaja biale trampki i balerinki. Kosmos ;)
Kasiu - super zdjęcia, doskonale oddają klimat Londynu!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dziekuje :))
UsuńŚwietne zdjecia Kasiu, aż milo popatrzeć. Pogoda jak widzę , typowo wyspiarska bez wyjątku dla turystów ;)
OdpowiedzUsuńDzieki :)) A pogoda chyba naprawde postanowila nas zniszczyc ;) Ale sie nie dalismy!
Usuńale fajnie, że wybraliścię się do teatru na West End .. zazdroszczę .. to był jeden z największych plusów mieszkania w Londynie jak dla mnie .. masz rację Londyn jak na jego rozmiary jest bezpieczny ...
OdpowiedzUsuńTwoje zdjęcia pięknie oddają klimat .. fajnie, że dotarliście i do British Museum..
życzę Wam powrotu w lecie i pikniku w jednym z parków/commons/greens ..
Oj tak, teatry, galerie i muzea.
UsuńNa zdjeciu akurat Natural HIstory Museum, w BM bylismy, ale tylko chwile, mielismy przyjsc nastepnego dnia i czasu nie starczylo :(
O taaaak, ale prosze w sloneczne lato ;)
ha, jak się zdecyduję polecieć, koniecznie przewertuje rady raz jeszcze ;)
OdpowiedzUsuńPolecam sie ;);)
UsuńPewnie jeszcze jakies sie pojawia, przy okazji relacji ;)
Bardzo fajny wpis, dużo skorzystałam. Dziękuję :)
OdpowiedzUsuńCiesze sie!
UsuńRewelacyjne fotki!
OdpowiedzUsuńDzieki, Zanetko!
UsuńUwielbiam londyńskie metro :) Stateczkiem płynęłam w pełnym deszczu ;)
OdpowiedzUsuńA co do bezpieczeństwa - kręcąc się po centrum i okolicach, możesz czuć się pewnie, ale są dzielnice, gdzie ja bym sama nie weszła (tzn. weszłam i spieprzałam szybciej niż Struś Pędziwiatr)
Mieszkalismy w Eltham, nie wiem czy podchodzi to pod Twoja kategorie? i tak czulam sie pewniej niz w samiutkim centrum Frankfurtu :)) A co do innych, odwiedzilismy chyba wszystkie, ktore sa osiagalne metrem i tez sie pewnie czulam. ale ja to sie chyba wszedzie pewnie czuje (oprocz Frankfurtu ;))
UsuńBardzo fajny i przydatny wpis. Szczególnie podoba mi się fragment o ruchu ulicznym.
OdpowiedzUsuńW Londynie rzeczywiście czułam się bezpiecznie. No może trochę mniej na Brixton, ale w gruncie rzeczy nikt nas nigdy nie zaczepił:).
Podróże w przystępnej formie
Superowe fotki! Bardzo dobrze oddają londyński klimat :-) Ale zimno mi na samą myśl, że miałabym tam mieszkać... brr...
OdpowiedzUsuń