Kuchnia Andaluzji
Jesteście głodni? Przygotowałam dla Was subiektywny przewodnik po kulinariach Andaluzji, dlatego wchodzicie na własną odpowiedzialność ;)
CO JEŚĆ?
Zdecydowanie owoce morza i ryby
Kuchnia Andaluzji to grillowane i wędzone
sardele, panierowane i smażone w głębokim tłuszczu ośmiorniczki, muszle,
krewetki i krewety, langusty w cieście i inne ostrygi. Wszystko świeżoprzygotowane,
z kapką oliwy (albo tabasco - to dla ostrych zboczeńców) i polane sokiem z
cytryny. Ale uwaga! Potrawa powinna wylądować na stole sauté, jeżeli
nasze owoce morza zasypane są górą przypraw i pływają w soku z cytryny, możemy założyć,
że nie karmią tu zbyt świeżo i czym prędzej zmienić knajpkę. Na wybrzeżu (chociaż
zakładam, że gdzie indziej też) macie również możliwość kupienia świeżej i
niedrogiej ryby bądź innych owoców morza - wystarczy mały grill i prawdziwa
uczta gwarantowana!
Zupy
Koniecznie spróbujcie
zupy rybnej - to mus. Esencjonalna, pełna różnych rodzajów muszli i kawałków
ryby, po prostu pycha! Druga na liście (ale nie w sercu, w sercu wszystkie są równe!)
jest zimna zupa pomidorowa - gazpacho. Świeża, z pomidorów pachnących słońcem,
kolejny punkt obowiązkowy. I w końcu ajo blanco - zimna królowa pachnąca
czosnkiem. Przygotowywana z czosnku (brawo dla domyślnych!), migdałów, białego
chleba i oliwy, czasem winogron - niebo w gębie!
Ziemniaki
I tu trzeba obalić
pokutujący w Niemczech mit, że Polska to Kartoffelland. A także mit pokutujący
w Polsce, że Niemcy to Kartoffelland. Bowiem... Andaluzyjczycy nie są lepsi!
Ich patatas bravas, czyli podgotowane i usmażone w głębokim tłuszczu ziemniaki
podawane z sosem pomidorowym i majonezowym czy ogromna ziemniaczano-jajeczna
tortilla to przecież kwintesencja kartoflatowości!
Kiełbasy i szynki
Chorizo,
kaszanka czy szynka serrano - miłośnicy mięsiw wyjdą tu na swoje.
Sery
Uch i ach,
musicie uwierzyć na słowo. Rozpływające się na języku kozie, pyszne owcze i
twarde, bardzo aromatyczne sery żółte. Wow.
Słodycze
Tu radzę zachować
ostrożność, bo wszystko jest niesamowicie słodkie. Jogurt owocowy kupiony w
sklepie może wywołać szok insulinowy. Soki, słodkie wypieki - tak samo. Ale
grzechem byłoby nie spróbować np. lokalnych churros.
Tapas
Hiszpańskie
"raz-w-mordeczkę" (czasem nawet dwa bądź trzy). Niedrogie, podawane często
jako dodatek do piwa, sięgają od prostoty kilku oliwek wrzuconych do miseczki
do kompletnego dania, np. duszonego mięsa w miniaturze. Sałatka, owoce morza,
kuskus z dodatkami - wszystko można podać jako tapa. Ok, warzywa się jakoś nie sprawdzają,
może są za zdrowe? ;)
GDZIE JEŚĆ?
W barach
tapas - szklaneczka piwa i małe talerzyki, telewizor z obowiązkową piłką nożną,
głośne tłumy i serwetki na podłodze - to ma swój klimat! Taki jak na przykład
El Pulguilla w Nerja - za 1,50 dostaniecie piwo i tapa, a jeśli zamarzycie o
spokoju i prawdziwej kolacji, po prostu przeniesiecie się na tył baru, gdzie działa
normalna... restauracja. Taka ze stolikami, przy których można usiąść i bez
telewizora, za to z kelnerami. Mała podpowiedź: wybierzcie
kilka dań, najlepiej po pół porcji, wylądują na środku stołu i każdy będzie mógł
ich spróbować!
Albo w takim małym,
niepozornym barze w Torrox Pueblo. Wygląda niepozornie, ma tylko trzy
plastikowe stoliki na zewnątrz, ale 3 osoby potrafią się w nim najeść i napić
za 10 euro. I to jak! A może się też zdarzyć, ze nagle zostaniecie w barze
sami, bo właściciel i wszyscy goście przyłączyli się do przechodzącego właśnie
obok konduktu pogrzebowego. Zdarzyło się i to!
Albo taka La
Bodeguilla we Frigilianie. Tak właściwie są to dwie restauracje. Jedna przy głównej
uliczce, duża z tarasem. Druga - schowana za kościołem, ma tylko kilka stolików
na pięknym wewnętrznym dziedzińcu i obsługiwana jest przez właścicielkę we własnej
osobie i jej cztery córki, które gotują na miejscu, czyli w domowej kuchni. Aby
zapłacić, należy wejść do środka i czekając na resztę (uwaga, zwykle nie maja
reszty) podziwiać zdjęcia ze chrztów, komunii i ślubów.
GDZIE NIE JEŚĆ?
Wiedziałam,
ale zapomniałam. Serio! Może mi się jeszcze przypomni? W zasadzie możecie jeść wszędzie,
ale moim zdaniem najlepsze są miejsca z duszą. Te rodzinne, prowadzone od lat,
z grupą stałych bywalców komentujących gdzieś w kacie ostatnie wydarzenia. Te,
w których coś się dzieje, ktoś coś głośno opowiada, ktoś się śmieje, a z kuchni
słychać trzaskanie talerzy!
KIEDY JEŚĆ?
Obiad - grubo
po południu, kolacje - krotko przed północą (no ok, od około 22). Śniadanie -
jak się wyśpicie ;)
A CO PIĆ?
Piwo - San
Miguel i Cruzcampo będą walczyć o Wasze podniebienia podane w niewielkich,
spoconych szklaneczkach. Tak, abyście zdążyli je wypić, zanim będą ciepłe.
Tinto de
verano - czerwone, wytrawne wino, do tego gazowana lemoniada, kilka plasterków
cytryny i lód.
Sangria - nie
muszę chyba przedstawiać?
A do tego
hektolitry wody - konieczne w upały!
A JAK ZAMAWIAĆ?
Najlepiej po hiszpańsku!
Pamiętajmy
tylko, że "j" to "h", a "h" nie istnieje! Przykłady? Ajo czyta się aho. Ale huevo -
uevo. Hola! - Ola!
Za to "ll" czytamy jak "j" - paella to paeja!
Pamiętajmy też,
że duże piwo to nasze małe, a małe piwo to nasza setka wódki, jeśli chodzi o
rozmiar ;)
Dwa najważniejsze
słówka: por favor i gracias, resztę przeczytacie po prostu w karcie!
SMACZNEGO
PS. Zapomniałam
o paelli! Jak ja mogłam… Na pocieszenie dostaliście zdjęcie gigantycznej wersji
;)
Inne w temacie kuchni
Inne w temacie Andaluzji
Pulpo a la gallega |
El Pulguilla w Nerja - zdjecia u gory pochodza stad |
gazpacho |
migas z chorizo, kaszanka i jajkiem |
kaszanka i domowe ziemniaczki |
wnetrze prowadzonej w domu restauracji La Bodeguilla - zdjecia u gory pochodza stad |
przed domem wlascicielek La Bodeguilla |
ups, troche tu nie pasuje, aaaaale przypyszna kuchnia indyjska - prosto z Malagi |
Paella |
tapa! |
i tapa |
i tapa (salatka rosyjska) |
i jeszcze raz tapa! |
oraz last but not least... |
Dla samej kuchni warto pojechać do Andaluzji!
OdpowiedzUsuńRybki, krewetki,... same smakowitości, cudowne kolory. Ślina cieknie, soczyste zdjęcia kuszą a na talerzu mym zwykła kanapka z serem :(
Pyszny post :)
Masz racje! A do tego ceny nie powalaja na kolana!
UsuńChociaz z drugiej strony, kanapke z serem tez ma sile ;)
Uwielbam te rybki w oliwie! Genarlnie oliwe maja tak fenomenalna, ze tam jadam wszystko w oliwie :D
OdpowiedzUsuńTo fakt, ja tak samo :) Gdybysmy zamiast leciec, jechali samochodem, na pewno bysmy taki baniaczek przytargali :)
UsuńTo Pulpo a la gallega ........... aaaaaa. Wszystko brzmi i wygląda świetnie
OdpowiedzUsuńI wszystko bylo tez swietne! W sumie te zdjecia pochodza z naszych 3 ukochanych knajp (4, jesli liczyc indyjskie jedzenie)
Usuńwłaśnie wyczytałam z Twojego posta, że jestem ostrym zboczeńcem...:-D
OdpowiedzUsuńa TAK PO ZA tym jezyk po same kolana....kiedyś sie zjawię w tej Andaluzji
Ha! No my tez jestesmy zboczeni, wiec sie nie przejmuj :D
UsuńA Sznupek? Tak samo?
Zjaw sie koniecznie i jedz do utraty tchu! ;)
Uwielbiam ich kuchnię, jednak po jakimś czasie brakuje Polskich dań ...
OdpowiedzUsuńbuziak
Kochana, mi polskich dan brakuje zawsze, no chyba tylko jak odwiedzam Polske, to sobie odbijam! Ale w takiem Frigilianie jest np. polska knajpka, maja pierogi i wszystko inne!
UsuńSuper przewodnik! Zawsze przygotowuję sobie podobny przed pojechaniem w dane miejsce.
OdpowiedzUsuńW przypadku Andaluzji mam to już z głowy dzięki Tobie :)
Uwielbiam chorizo, churros (oczywiście z umiarem ;) i piwo San Miguel :)
O prosze, zeby nic nie przegapic? W takim razie bardzo prosze i 100 zlotych sie nalezy :D
UsuńChurros to nie moja bajka, bo ja nie przepadam za slodyczami w ogole, wole tyc od pikantnego i slonego :) Co do San Miguel to naprawde nie wiem, czy wygrywa z Cruzcampo. Za kazdym razem probuje tego dojsc i nigdy mi sie jakos nie udaje!
och narobiłaś mi smaka na te wszystkie frykasy :)
OdpowiedzUsuńHa! Specjalnie :P
UsuńPrzy mojej obecnej przymusowej zmianie żywienia to chyba bym tam nieźle głodowała. Nie wiem nawet kiedy nabawiłam się nietolerancji owoców morza, więc też odpadają.Ale na sery to bym się skusiła...
OdpowiedzUsuńOj, oj, oj, ale wlasnie, zostaja sery i jeszcze pewnie duzo innych pysznych rzeczy!
Usuńchciałabym, chciała... ale mi tyłek urośnie
OdpowiedzUsuńZe tez sie tak powstrzymac potrafisz!
Usuńnie wiem jak to sie stało, ale nie obserwowałam cię... dziwne, przecież już dawno pstrykałam... no ale nie ważne, bo obserwuję na nowo ;)
OdpowiedzUsuńKasia super post, jasny gwint ale mi smaka narobiłaś tą Andaluzją... ahhh, ohhh...
W takim razie witam nowa obserwatorke :D
UsuńKochana, ta Andaluzja Cie nie ominie, jest Ci pisana :))
Zgadza się Hiszpanie używają bardzo dużo tłuszczu, wszystko jest smażone na głębokim oleju :)
OdpowiedzUsuńNiektórzy Hiszpanie to i o 1 w nocy potrafią pałaszować kolację i to w taki sposób, że rozmowy i trzask sztućców słychać na całym osiedlu ;) Przynajmniej Ci w mojej okolicy :)
Oj tak, owoce morza, ziemniaczki, wszystko kapie sie w oleju, ale jakie to pyszne!
UsuńNiestety albo stety, to nie tylko Twoi sasiedzi tak maja ;)
Kasiu, Twoje obserwacje są naprawdę fantastyczne. Być w Hiszpanii i nie spróbować tych wszystkich delicji, byłoby grzechem niewybaczalnym. Ślinka mi cieknie na samo brzmienie tych egzotycznych nazw, ośmiorniczka aż wychodzi z talerza kusząco pnąc się w moim kierunku. Nigdy nie widziałam tak ogromnej patelni jak ta na której leży paella. Marzę, by móc ją umyć! Pozdrawiam Cię serdecznie i czekam na więcej, marząc po cichu o hektolitrze wody.
OdpowiedzUsuńDroga AJKO-pomywAJKO, moj fanclub wlasnie zdecydowal, ze otrzymasz darmowy autograf, zadzwon na 0700 000 000 i podaj swoj adres. Jelsi chodzi o patelnie do paelli, za marne 520 ojro, moze byc Twoja. Wiec call me.
UsuńTym gestem zapracowałaś Kasiu na mój szacunek do końca świata i o 2 dni dłużej!
UsuńpomywAJKO, tym komentarzem zasluzylas sobie na specjalny rabat, otrzmymasz nasza patelnie w cenie 519,99 ojro!
UsuńNo więc przez lata Hiszpania to było to miejsce, które chciałam zobaczyć najbardziej na świecie, a co mi się do nadal nie udało. Ostatnio jednak, od jakichś dwóch lat, pewnie za sprawą życia w klimacie gorącym i miłości do "skandynawskich" wnętrz, ciągnie mnie bardzo na północ - Dania, Finlandia, Szwecja, ale jak czytam/oglądam Twoje andaluzyjskie posty to już nic nie wiem :D, tj. nie wiem już gdzie ciągnie mnie bardziej :-), a niestety będę musiała dokonać wyboru ...
OdpowiedzUsuńbuziam i dziękuję za fantastyczne doznania estetyczne :-*
Bedziesz musiala dokonac wyboru, co zobaczyc najsampierw :)) I doskonale rozmiem, ze ciagnie Cie teraz w zimniejsze klimaty. Powiem Ci, ze mnie te okolice tez strasznie fascynuja, chyba musze w koncu sie wybrac, chocby i na weekend! A powiedz, macie u Was cos takiego jak tanie loty? Na bank nie do Europy, ale gdzies w okolicy? Zeby wlasnie taki weekendowy wypad mozna bylo zrobic?
UsuńNo tak, wybór co najsampierw :-), a te wyboru są czasami takie trudne i męczące ;-).
UsuńNo więc nie, nie ma, no chyba, że w przeciwnym kierunku typu Dubaj, ale tani lot oznacza lot za 800-1000/głowa ;>. To nic w porównaniu do lotu do Berlina 2500/głowa albo do Polski z przesiadką 3500 głowa, no ale jednak nie kwalifikuje się do pojęcia taniego latania w rozumieniu europejskim. Ale mam nadzieję, że skoro w ogóle już pojawiło się tyle nowych połączeń (których kilka lat temu nie było), to i ceny jakieś się zrobią bardziej ludzkie ... Tymczasem raczej stawiamy na lot do Polski, bo z tego po prostu nie da się zrezygnować i stamtąd albo lot gdzieś (Hiszpania na ten przykład) albo dojazd gdzieś indziej (Dania na przykład ten) :-). Pożyjom - uwidim :-)
Oj fakt, ale nie mozna miec wszystkiego na raz, niestety :))No coz, pewnie za kilka lat to juz zupelnie inaczej bedzie wygladac, mi sie marzy, zeby tu bylo jak w Londynie - bilety za kilka czy kilkanascie funtow, straaasznie im zazdroszcze. A Wasze koszty... niesamowite, ale co zrobic jak ojczyzna wzywa? ;)
UsuńNiesamowite i skutecznie odraczają możliwość ruszenia się gdzieś indziej w świat, bo na te polskie wakacje to się cały rok odkłada, a jeszcze rodzina pomóc musi, bo nie ogarniem, ehh... Ale w tym roku trafiliśmy na niezwykłą promocję, niemal pół ceny (tyle,że z półrocznym wyprzedzeniem i bilety kupione u agenta w Wawie!) i dzięki temu można było trochę pohulać po Polsce, zawsze to coś :-).
UsuńNo, Londyn, fakt, moja przyjaciółka co drugi weekend leci gdzieś sobie i to jest naprawdę niesamowite :-), może doszlusujemy? kiedyś? :-)
myslę, ze kuchnia hiszpańska była dla mnie odpowiednia :) a paellę wprost ubóstwiam! :) co do języka, uczyłam się troszkę hiszpańskiego i ich wymowa, akcent - to już moje zauroczenie! :) HASTA LUEGO! :)
OdpowiedzUsuńOj tak, me gusta, kuchnia i jezyk :))
UsuńI ciepelko do tego!
Nie byłam głodna, ale już jestem. Moje podniebienie by tam oszalało ;)
OdpowiedzUsuńHahah, chyba juz komus u gory to napisalam, ale powtorze teraz: taki byl plan! :))
UsuńUwielbiam hiszpańskie smaki i teraz moje podniebienie też szaleje. Na szczęście zaraz będzie obiad, to może się trochę uspokoi ;-)
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, ze juz sie uspokoilo i teraz znowu mozesz je wnerwic ;)
UsuńAle pyszności! Kuchnia ideał :)
OdpowiedzUsuńPrawie ideal, gdyby ja tak z polska wymieszac? ;)
UsuńTeraz bede głodna chodzić ;) Owoce morza bardzo lubie , ale od kiedy poprzedniej niedzieli strulismy sie nimi oboje, patrzec na nie mogę ;)
OdpowiedzUsuńPorozmawiamy za tydzien, jak Ci przejdzie!
UsuńA zreszta to na pewno cos innego bylo, czym sie struliscie, owoce morza sa za dobre :P
Smaczne zdjęcia:)Hiszpanię mamy dopiero w planach, osobiście z przyjemnością spróbowałabym prawdziwej hiszpańskiej zupy rybnej.
OdpowiedzUsuńPolecam! Hiszpanie i hiszpanska zupe rybna, niebo w gebie!
UsuńTe ośmiorniczki... bardzo,ale to bardzo bym chciała spróbować! Świetny wpis:)pozdrawiam
OdpowiedzUsuńW takim razie zycze Ci, zeby sie niedlugo udalo! Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńGdzie raj ziemniaka, tam mój raj ;)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie post nie dla głodnego... :/
Oj nie, chcialam Ci odpisac i sama zglodnialam :D
UsuńOwoce morze zdecydowanie wygrywają - uwielbiam! :)
OdpowiedzUsuń