Kreuzlingen - Szwajcaria w pigułce

piątek, czerwca 12, 2015 Kasia na Rozdrożach 16 Comments


Jak patrzycie na miejsce, w którym mieszkacie? Potraficie zauważyć coraz to nowe detale, zachwycić się czymś, co widzicie na co dzień? Markizą, pod którą chowacie się przed deszczem? Drzewem, które dostarcza regularnej pożywki dla Waszej alergii? Ławką, na której czekacie na notorycznie się spóźniającą koleżankę?

Często patrzymy na to, co mnie otacza bardzo „użytkowo”. Dach ma chronić przed deszczem czy słońcem, droga prowadzić do celu, a rośliny nie powinny za bardzo pylić. A cała okolica ma być taka, jaka jest. Ma mnie odprężać, oferować dużo zieleni i wodę w zasięgu wzroku. Albo w niewielkim oddaleniu, tak bym mogła w każdej chwili móc wyskoczyć nad Ren czy nad Bodeńskie.

Jednocześnie uwielbiam odwiedzać nowe miejsca i odkrywać nieznane. Kilkugodzinny spacer po mieście i historia gotowa. W mojej głowie, na papierze i na zdjęciach. Te domowe historie są trudniejsze. Bo w końcu takie znane i najzupełniej normalne. I takie strasznie przewidywalne, bo to wszystko jest przecież „normalne”. Wystarczy jednak zarezerwować sobie kilka godzin, zabrać aparat i wyobrazić, że znowu widzimy te miejsca po raz pierwszy. Postawić sobie pytanie, co nas zaskakuje? Co zaskoczy czytelników (bo w końcu każdy blogowy projekt powstaje też z myślą o Was)? Co jest fajne, interesujące, warte uwiecznienia? Trudne to zadanie, szwendać się po całym dniu pracy, gdy w domu czeka sterta prania do prasowania, a i jakaś kolacja by się przydała, nie wspominając już o odkurzaniu. Trudno wyłączyć myślenie o obowiązkach, o budziku, który zadzwoni jutro o szóstej i o tym, ze przecież mamy dopiero poniedziałek. Ale da się!

Robię tak od czasu do czasu. W Zurychu po pracy, zamiast biec na pociąg, by udać się w codzienną podróż. I w moim nadbodeńskim Kreuzlingen, które znam na wylot i kocham. Robię tak, by moc zapisać tę miłość złotymi zgłoskami. Na wieki wieków.

Tym razem postanowiłam trochę skomplikować sprawę. Zaprezentować najbliższą okolicę (pod samym domem!), szukając jakiegoś wzoru, jakiś prawidłowości, używając tylko jednej ogniskowej. Wybrałam 50mm, obiektyw używany przede wszystkim do portretów, i wyszłam z domu. Tak, jak zazwyczaj problemem jest, że znajdujemy się za daleko od fotografowanego obiektu, tym razem było zupełnie na odwrót. Zawsze byłam za blisko. Dlatego musiałam świadomie wybierać kadry. Zdecydować, czy chcę pokazać konkretny detal, a może cały budynek? A może ulice? Czy jest sens zmieniania pozycji? Albo po prostu powinnam iść dalej, bo kadr jednak nie był tak interesujący, jak na początku myślałam?

Poniżej znajdziecie kilka szwajcarskich podstaw architektoniczno-mieszkalno-życiowych. To nie wszystkie i na resztę też przyjdzie jeszcze pora, ale od czegoś trzeba w końcu zacząć.

PS. Wygraj książki

1. Szwajcarzy uwielbiają kolor czerwony








2. Ale miłością głęboką i dozgonną darzą kolor... niebieski










3. Rybia łuska i okiennice są obowiązkowe!










4. Drewno też jest w cenie












5. A i betonem nie pogardzą














6. Czasem jest bardziej klasycznie...






7. Wspominałam już o okiennicach?












8. Bez widoku się nie obejdzie













9. A czemu mieszkają własnie tu? Bo tu nawet krzaczor, chwast czy ulica są piękne. Nie zgodzicie się? ;)


















Przeczytaj również

16 komentarzy:

  1. Zgadzam się! :) Mnie strasznie urzeka styl w jakim budują domy, szczególnie te kolorowe z okiennicami i rybią łuską. CHciałabym mieć taki! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym chciala drewniany z okiennicami i porosniety winogronem albo innymi krzewami. Jednak jak sobie wyobraze, ile robactwa dzieki temu jest w domu, to mi sie odechciewa ;)

      Usuń
  2. Piękne domy, a widoki zwłaszcza. Najbardziej podoba mi się ten dom ciemnobrązowy z brązowymi i zielonymi okiennicami. Masz zupełną rację, że dopóki człowiek nie zatrzyma się na chwilę w mieście, w którym mieszka, to go nie pozna. Zrobiłam tak właśnie z moim Wrocławiem.:) Prowadząc już jakiś czas bloga zaczęłam zastanawiać się dlaczego nie przedstawiłam nigdy mojego rodzinnego piękna miasta? Wzięłam aparat i poszłam w ulice i uliczki Wrocławia udając turystę. O dziwo dostrzegłam wiele ciekawych miejsc i detali. Poznaję własne miasto od początku:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mialam podobnie. Zastanawialam sie, czemu nie ma nic z mojego miejsca. I wpadlam na to, ze po prostu te detale i fajne zakamarki juz znam i przez to nie sa niczym nowym -> ergo: nikogo nie interesuja ;) Ale dlatego juz byly wpisy z mojego Kreuzlingen i w przyszlosci beda kolejne :)

      Usuń
  3. Piękne zdjęcia, tych widoków. Odnalazłaś czar w zwykłości. Te trawy, nawet droga, niby zwykła, ale niezwykła.
    Daleko dojeżdżasz do pracy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje Wiedzmo :) No niestety, dojezdzam kawalek, nawet nie chcesz wiedziec, ile godzin dziennie na to schodzi ;)

      Usuń
  4. Niesamowity styl. Trochę takiego widziałm w Austrii, ale tu jeszcze fajniej. Teraz się "pławię" w historii, tu w Saksonii wszędzie wyziera średniowiecze :-) - piękne to. Nawet w moim ogródku zarastaja trawą kamienie ze średniowiecznym ornamentami. Ot tak..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu jest zawsze najfajniej! :) A faktem jest, ze Kreuzlingen nie nalezy do najpiekniejszych miejsc w Szwajcarii, a mimo wszystko, piekno chowa sie za kazdym zakretem :)
      No, no, ale Ty tez nie masz na co narzekac, jak widac :)

      Usuń
  5. Te okiennice czarują....
    Ty masz taki widok na Bodeńskie????? Ale fajnie.....! :)))))))))

    OdpowiedzUsuń
  6. Swietne kadry, takie lubie najbardziej. Duza roznorodnosc pauje nad Bodenskim :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje! To troche zasluga moja, a troche 50mm ;))
      Oj tak, faktycznie, bardzo roznorodnie tu!

      Usuń

Drogi Czytelniku, zanim pobiegniesz dalej, pozostaw po sobie komentarz. Pozwól nam porozmawiać, inaczej ten wpis zostanie zwykłym monologiem. A mi zależy na Twojej opinii!