Pieprz się, Banksy

środa, marca 20, 2013 Kasia na Rozdrożach 19 Comments

Brak mi słów. Zaczynam coś pisać i od razu kasuję. Zaczynam od nowa i znowu kasuję.
Ok., spróbuję jeszcze raz i obiecuję, że tego nie wykasuję ;)


London pochłonął nas całkowicie, a my pochłonęliśmy London. Cztery pełne dni i chyba ze sto kilometrów w nogach. Niezliczone przejazdy metrem, dwupiętrowcami (autobusy miejskie są idealną alternatywą dla pierońsko drogich autobusów „dla turystów”) oraz kilka przejazdów kolejką miejską. Pożyczona puchowa kurtka z kapturem i pożyczone kalosze, które uratowały mi życie. Kolano, które się zbuntowało i robiło tylko: kuśtyk, kuśtyk oraz polskie pierogi, na które w końcu nie dotarliśmy. Moc wrażeń, zapachów i dźwięków (pozdrawiamy sąsiada Sylwii, posiadającego specyficzny gust muzyczny). Deszcz, deszcz i jeszcze raz wiatr.


Muzea, galerie, teatr, knajpki, gotycka wioska czy nawet cmentarz (!) – wszystko to i jeszcze więcej udało nam się odwiedzić. Tylko shopping nam się nie udał, nie dotarliśmy do Harrodsa, na Oxford Street byliśmy zawsze po zamknięciu sklepów i nawet do pocztówek nam jakoś było nie po drodze.
Relacja będzie jak powstanę z martwych, adrenalina opadła i opadłam też ja, z sił. Chociaz wróciliśmy już wczoraj, nadal jestem w fazie regeneracji ;) Ktoś powiedział, że w urlop się odpoczywa?
Na koniec jeszcze tylko moje osobiste przesłanie do najsłynniejszego z londyńskich artystów (ulicznych): Banksy, pieprz się!


Ktoś gdzieś stwierdził, że w Londynie jego prace znajdziesz na każdym rogu, wpadasz na nie, chociaż nie chcesz. Ok., chodzilim, łazilim, nie znaleźlim. Ktoś inny to zweryfikował i stwierdził: no bez przesady, może nie wszędzie, ale w Camden, na Brick Lane czy całym Shoreditch oczywiście. Nic. W końcu ktoś inny stwierdził: nie no, ze 2-3 w każdej z tych okolic może się znajdą… i wytłumaczył nam, gdzie znajdziemy dziewczynkę z balonikiem (na bank znacie). Pojechaliśmy, wysiedliśmy, nic. Zrobiliśmy z 5 rundek wkoło rondo, przeszliśmy każdą z bocznych uliczek. Nic. Pytaliśmy ludzi, na ulicy, w kafejkach, sklepach. Nic. Tzw. oczywiście widzieli, ale w telewizji.
Dlatego jeszcze raz:  Banksy, pieprz się! Wisisz mi nowe kolano.

Przeczytaj również

19 komentarzy:

  1. No to widzę, że bardzo intensywny urlop był.
    Zobaczyliście masę rzeczy w te 4 dni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, chyba najintensywniejszy w moim zyciu! Ale Londyn ma tyle do zaoferowania, ze staralismy sie wycisnac go jak cytryne ;)

      Usuń
  2. Kasia i mówiłam Ci że zdjęcia w takiej pogodzie tez są piękne! A Ty nie chciałaś słuchać =)
    Londyn odwiedzałam kilka razy i nigdy nie mogę się nim nasycić, tam po prostu nie można się nudzić!
    A na takich właśnie City Break'ach nigdy nie wypoczniesz. Ja jak byłam w Rzymie, to myślałam że mi nogi z tyłka wyrwie tyle się nachodziłam. Tyle, że tam byla zdecydowanie ładniejsza pogoda :)
    Czekam na więcej! Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  3. Narobiłaś smaka Twoimi relacjami, a tytuł posta... pierwsza klasa :):):) To teraz urlop, żeby wypocząć od urlopu, czy jak? pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. dlatego po urlopie bierze się dzień wolnego na wypoczynek ;), może i wróciłaś zmęczona, ale za to cera nawilżona na mur beton ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zdjęcia fantastyczne! Nawet przy takiej pogodzie chce się tam być!

    OdpowiedzUsuń
  6. Hah, rozbawiła mnie ta historia w pogoni za Banksym:)Nie ma to jak intensywne zwiedzanie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Po urlopie mialam miec dwa dni wolnego, ale bohatersko z nich zrezygnowalam, ja glupia... Dzisiaj na szczescie juz wyspana, moge sie zabrac za sortowanie zdjec i wrazen :))

    OdpowiedzUsuń
  8. Odpowiedzi
    1. Sortuje, sortuje, mnostwo sie do niczego nie nadaje ;) W takim deszczu to jednak wyzwanie :))

      Usuń
  9. jejku, zmęczyłam się czytając ten post:)
    ale miłe wspomnienia z londynu powróciły... ja mam stamtąd znajomego Brazylijczyka o japońskich korzeniach, którego nawet przywiiozłam do domu przyprawiając moją mamę o zawał prawie (ale może dzięki temu lepiej zniosła równie egzotycznego zięcia hehe..) oj to były czasy.... :) buziaki!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A poczekaj na dokladniejsza relacje, wtedy dopiero sie zmeczysz. Moje kolano do tej pory szwankuje!
      A japonski Brazylijczyk to ciekawa mieszanka musiala byc :)) Mame to pewnie juz do wszystkiego przyzwyczailas, nawet z uflodkiem bys teraz mogla przyjsc ;)

      Usuń
  10. :)
    Ot - cały Banksy!
    Ja szukałam kiedyś i nic.... a potem wracając z pracy - patrzę jest, następnym razem idąc po kawę - kolejna praca.... I tak to już jest. Przypadkowo znajduje się więcej. ;)
    A trafiliście na te pierogi za Holborn?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam na niego focha do konca zycia! ;)
      Na zadne pierogi nie trafilismy :// Nastepnym razem, mooooze ;)

      Usuń
  11. Też Banksy'ego tropiłam i słabiutko mi to szło. Nawet te dwie mapy:
    1) https://maps.google.co.uk/maps/ms?hl=en&ie=UTF8&msa=0&msid=106840029761599860484.00043e2db5162c1cbc318&ll=51.533523,-0.107632&spn=0.050935,0.159645&z=13&om=1&mid=1196544665
    2) http://www.ldngraffiti.co.uk/maps/banksy-map.html
    za dużo nie pomagały. W Bristolu byłoby o wiele łatwiej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o rany jak dobrze, ze nie jestem sama, normalnie bym cie usciskala!
      Ale to znaczy, ze mam teraz jechac do Bristolu? No way, Banksy sobie przechlapal i tyle! ;)

      Usuń
  12. jakos nigdy niewpadlam na to zeby szukac Bankse´go.
    Szkoda, bo fajny pomysl- ale cos czuj, ze skonczyloby sie jak u ciebie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwierz mi, ze to durny pomysl. Najlkepiej jak najszybciej o nim zapomnij! ;)

      Usuń
  13. Ja kiedyś zobaczyłam bazgroł Banksy'ego na Old Street :)))

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku, zanim pobiegniesz dalej, pozostaw po sobie komentarz. Pozwól nam porozmawiać, inaczej ten wpis zostanie zwykłym monologiem. A mi zależy na Twojej opinii!