Pieprz się, Banksy
Brak mi słów. Zaczynam coś pisać i od razu kasuję.
Zaczynam od nowa i znowu kasuję.
London pochłonął nas całkowicie, a my pochłonęliśmy London. Cztery pełne dni i chyba ze sto kilometrów w nogach. Niezliczone przejazdy metrem, dwupiętrowcami (autobusy miejskie są idealną alternatywą dla pierońsko drogich autobusów „dla turystów”) oraz kilka przejazdów kolejką miejską. Pożyczona puchowa kurtka z kapturem i pożyczone kalosze, które uratowały mi życie. Kolano, które się zbuntowało i robiło tylko: kuśtyk, kuśtyk oraz polskie pierogi, na które w końcu nie dotarliśmy. Moc wrażeń, zapachów i dźwięków (pozdrawiamy sąsiada Sylwii, posiadającego specyficzny gust muzyczny). Deszcz, deszcz i jeszcze raz wiatr.
Muzea, galerie, teatr, knajpki, gotycka wioska czy nawet cmentarz (!) – wszystko to i jeszcze więcej udało nam się odwiedzić. Tylko shopping nam się nie udał, nie dotarliśmy do Harrodsa, na Oxford Street byliśmy zawsze po zamknięciu sklepów i nawet do pocztówek nam jakoś było nie po drodze.
Ktoś gdzieś stwierdził, że w Londynie jego prace znajdziesz na każdym rogu, wpadasz na nie, chociaż nie chcesz. Ok., chodzilim, łazilim, nie znaleźlim. Ktoś inny to zweryfikował i stwierdził: no bez przesady, może nie wszędzie, ale w Camden, na Brick Lane czy całym Shoreditch oczywiście. Nic. W końcu ktoś inny stwierdził: nie no, ze 2-3 w każdej z tych okolic może się znajdą… i wytłumaczył nam, gdzie znajdziemy dziewczynkę z balonikiem (na bank znacie). Pojechaliśmy, wysiedliśmy, nic. Zrobiliśmy z 5 rundek wkoło rondo, przeszliśmy każdą z bocznych uliczek. Nic. Pytaliśmy ludzi, na ulicy, w kafejkach, sklepach. Nic. Tzw. oczywiście widzieli, ale w telewizji.
London pochłonął nas całkowicie, a my pochłonęliśmy London. Cztery pełne dni i chyba ze sto kilometrów w nogach. Niezliczone przejazdy metrem, dwupiętrowcami (autobusy miejskie są idealną alternatywą dla pierońsko drogich autobusów „dla turystów”) oraz kilka przejazdów kolejką miejską. Pożyczona puchowa kurtka z kapturem i pożyczone kalosze, które uratowały mi życie. Kolano, które się zbuntowało i robiło tylko: kuśtyk, kuśtyk oraz polskie pierogi, na które w końcu nie dotarliśmy. Moc wrażeń, zapachów i dźwięków (pozdrawiamy sąsiada Sylwii, posiadającego specyficzny gust muzyczny). Deszcz, deszcz i jeszcze raz wiatr.
Muzea, galerie, teatr, knajpki, gotycka wioska czy nawet cmentarz (!) – wszystko to i jeszcze więcej udało nam się odwiedzić. Tylko shopping nam się nie udał, nie dotarliśmy do Harrodsa, na Oxford Street byliśmy zawsze po zamknięciu sklepów i nawet do pocztówek nam jakoś było nie po drodze.
Relacja będzie jak powstanę z martwych, adrenalina
opadła i opadłam też ja, z sił. Chociaz wróciliśmy już wczoraj, nadal jestem w
fazie regeneracji ;) Ktoś powiedział, że w urlop się odpoczywa?
Na koniec jeszcze tylko moje osobiste przesłanie
do najsłynniejszego z londyńskich artystów (ulicznych): Banksy, pieprz się!
Ktoś gdzieś stwierdził, że w Londynie jego prace znajdziesz na każdym rogu, wpadasz na nie, chociaż nie chcesz. Ok., chodzilim, łazilim, nie znaleźlim. Ktoś inny to zweryfikował i stwierdził: no bez przesady, może nie wszędzie, ale w Camden, na Brick Lane czy całym Shoreditch oczywiście. Nic. W końcu ktoś inny stwierdził: nie no, ze 2-3 w każdej z tych okolic może się znajdą… i wytłumaczył nam, gdzie znajdziemy dziewczynkę z balonikiem (na bank znacie). Pojechaliśmy, wysiedliśmy, nic. Zrobiliśmy z 5 rundek wkoło rondo, przeszliśmy każdą z bocznych uliczek. Nic. Pytaliśmy ludzi, na ulicy, w kafejkach, sklepach. Nic. Tzw. oczywiście widzieli, ale w telewizji.
Dlatego jeszcze raz: Banksy, pieprz się! Wisisz mi nowe kolano.
No to widzę, że bardzo intensywny urlop był.
OdpowiedzUsuńZobaczyliście masę rzeczy w te 4 dni.
Oj tak, chyba najintensywniejszy w moim zyciu! Ale Londyn ma tyle do zaoferowania, ze staralismy sie wycisnac go jak cytryne ;)
UsuńKasia i mówiłam Ci że zdjęcia w takiej pogodzie tez są piękne! A Ty nie chciałaś słuchać =)
OdpowiedzUsuńLondyn odwiedzałam kilka razy i nigdy nie mogę się nim nasycić, tam po prostu nie można się nudzić!
A na takich właśnie City Break'ach nigdy nie wypoczniesz. Ja jak byłam w Rzymie, to myślałam że mi nogi z tyłka wyrwie tyle się nachodziłam. Tyle, że tam byla zdecydowanie ładniejsza pogoda :)
Czekam na więcej! Buziaki!
Narobiłaś smaka Twoimi relacjami, a tytuł posta... pierwsza klasa :):):) To teraz urlop, żeby wypocząć od urlopu, czy jak? pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńdlatego po urlopie bierze się dzień wolnego na wypoczynek ;), może i wróciłaś zmęczona, ale za to cera nawilżona na mur beton ;)
OdpowiedzUsuńZdjęcia fantastyczne! Nawet przy takiej pogodzie chce się tam być!
OdpowiedzUsuńHah, rozbawiła mnie ta historia w pogoni za Banksym:)Nie ma to jak intensywne zwiedzanie.
OdpowiedzUsuńPo urlopie mialam miec dwa dni wolnego, ale bohatersko z nich zrezygnowalam, ja glupia... Dzisiaj na szczescie juz wyspana, moge sie zabrac za sortowanie zdjec i wrazen :))
OdpowiedzUsuńSortuj zdjęcia i pokaż!! Jeszcze, jeszcze!
OdpowiedzUsuńSortuje, sortuje, mnostwo sie do niczego nie nadaje ;) W takim deszczu to jednak wyzwanie :))
Usuńjejku, zmęczyłam się czytając ten post:)
OdpowiedzUsuńale miłe wspomnienia z londynu powróciły... ja mam stamtąd znajomego Brazylijczyka o japońskich korzeniach, którego nawet przywiiozłam do domu przyprawiając moją mamę o zawał prawie (ale może dzięki temu lepiej zniosła równie egzotycznego zięcia hehe..) oj to były czasy.... :) buziaki!!!
A poczekaj na dokladniejsza relacje, wtedy dopiero sie zmeczysz. Moje kolano do tej pory szwankuje!
UsuńA japonski Brazylijczyk to ciekawa mieszanka musiala byc :)) Mame to pewnie juz do wszystkiego przyzwyczailas, nawet z uflodkiem bys teraz mogla przyjsc ;)
:)
OdpowiedzUsuńOt - cały Banksy!
Ja szukałam kiedyś i nic.... a potem wracając z pracy - patrzę jest, następnym razem idąc po kawę - kolejna praca.... I tak to już jest. Przypadkowo znajduje się więcej. ;)
A trafiliście na te pierogi za Holborn?
Mam na niego focha do konca zycia! ;)
UsuńNa zadne pierogi nie trafilismy :// Nastepnym razem, mooooze ;)
Też Banksy'ego tropiłam i słabiutko mi to szło. Nawet te dwie mapy:
OdpowiedzUsuń1) https://maps.google.co.uk/maps/ms?hl=en&ie=UTF8&msa=0&msid=106840029761599860484.00043e2db5162c1cbc318&ll=51.533523,-0.107632&spn=0.050935,0.159645&z=13&om=1&mid=1196544665
2) http://www.ldngraffiti.co.uk/maps/banksy-map.html
za dużo nie pomagały. W Bristolu byłoby o wiele łatwiej ;)
o rany jak dobrze, ze nie jestem sama, normalnie bym cie usciskala!
UsuńAle to znaczy, ze mam teraz jechac do Bristolu? No way, Banksy sobie przechlapal i tyle! ;)
jakos nigdy niewpadlam na to zeby szukac Bankse´go.
OdpowiedzUsuńSzkoda, bo fajny pomysl- ale cos czuj, ze skonczyloby sie jak u ciebie ;)
Uwierz mi, ze to durny pomysl. Najlkepiej jak najszybciej o nim zapomnij! ;)
UsuńJa kiedyś zobaczyłam bazgroł Banksy'ego na Old Street :)))
OdpowiedzUsuń