Jarmark Bożonarodzeniowy w Gdańsku
Od dawna marzyło mi się Konstanz, albo jak kto woli (ten, który uważał w szkole): Konstancja. Piękne, historyczne miasto, ze względu na bliskość do Szwajcarii prawie nietkięte wojną, leżące nad trzecim pod względem wielkości jeziorem Europy - moim ukochanym Bodeńskim. 7 lat temu udało mi się spełnić to marzenie i chociaż od ponad 5 lat mieszkam po szwajcarskiej stronie granicy, to tak naprawdę Konstanz jest moją prawdziwą "wybraną ojczyzną". I chyba nie jestem w tym odosobniona. Szwajcarskie Kreuzlingen i niemieckie Konstanz funkcjonują w naszej świadomości jako jedność, oferując to co najlepsze w każdym kraju.
A dlaczego ten kierunek? Marzyły mi się Alpy i... prawdziwa zima! Taka ze śniegiem, zaspami i mrozem szczypiącym w nos. Różne kreatury zapewniały mnie, że tak to właśnie wygląda. Śnieg po pas, nieprzejezdne drogi i nadalpejski klimat. Dopiero na miejscu okazało się, że klimatowi bliżej do środziemnomorskiego niż alpejskiego, a śniegu uświadczę tylko od wielkiego dzwonu. No tak, bliskość ogromnego zbiornika wodnego, który całą zimę oddaje ciepło, ma nie tylko zalety...
Ale ja nie o tym. A może nie tylko o tym. Czemu jeszcze marzyło mi się Konstanz?
Z wielu powodów! Jednak jeśli chcemy pozostać w temacie zimy i pominąć milczeniem pobliskie Alpy, zostaje... jarmark bożonarodzeniowy! Te niemieckie jarmarki od dawna funkcjonowały w mojej świadomości jako coś wyjątkowo magicznego, wydarzenie, na które opłaca czekać się cały rok. Jarmark w Konstanz jest za to... po prostu ok. Na jedno stoisko z pięknymi bombkami przypada dziesięć z egzotycznymi lampami, kapciami z wełny lamy i węgierskimi langoszami (co robi węgierskie żarcie nad Bodeńskim??). I chociaż budki stoją w pięknym otoczeniu (Marktstätte, Stadtgarten i przystań), to odwiedza się je w głównie jednym celu: by wspólnie napić się grzańca. Grzańca białego czy czerwonego, grzańca z wkładką, grzańca skandynawskiego. To kolejna okazja towarzyska, która ze Świętami ma niewiele wspólnego. A co jarmark oferuje dzeciom? Małą karuzelę i bezalkoholowy poncz.
Co innego jarmark w Gdańsku... Odwiedzony po raz pierwszy w tym roku i pokochany! Chociaż wszędzie sprzedają tylko jeden rodzaj grzańca, gotowego z kartonu lub beczki... I chociaż budki z oświetleniem choinkowym i nie tylko powalają na kolana (i oczy) ogromem kiczu błyskających światełek we wszystkich kolorach tęczy. I chociaż śniegu też nie doświadczyliśmy... było po prostu wspaniale!
Gdański Targ Węglowy od 5 do 23 grudnia przekształcił się w prawdziwą krainę Świętego Mikołaja. Z lodowiskiem dla najmłodszym (sztucznym!!! znacie te dziwaczne płyty? my trafiliśmy na nie już latem w Maladze), altanką do wymiany gorących buziaków z wiszącą pod sklepieniem jemiołą i nawet żywymi reniferami (których osobiście nie widzieliśmy). Do tego piękne oświetlenie, udekorowana scena, na której ciągle się coś działo i... pierogi! Moje ukochane z kapustą i z grzybami, z mięsem czy ruskie. I oczywiście te ze szpinakiem, za które pani wyławiająca je chochlą z wielkiego gara w niewielkiej ciężarówce (foodtracku?) dałaby się pokroić. A raczej odciąć sobie obie ręce, jeśli komuś by nie smakowały.
I grzaniec, tak z niemiecka zwany przez moją siostrę Gluśwein (bo to przecież to samo, co Glühwein).
I tron Świętego, na którym świetnie robi się zdjęcia. I sam Święty, który podobno codziennie był obecny. I choinka wyglądająca jak sen szaleńca udekorowana ozdobami stworzonymi przez dzieci.
I wiele, wiele innych atrakcji, które czekają na Was już za 11 miesięcy w Gdańsku!
PS. A czego Philipp nauczył się w Polsce? Na przykład okrzyku: "fajnie, nie?" i nazywania Glühwein gluśweinem.
Moi modele: Agata i Philipp |
Od dawna Gdańsk chodzi mi po głowie, chociaż przyznam, że bardziej wolałabym pojechać tam latem. Robiliśmy już kilka razy podejście, ale za każdym razem porażają nas ceny hoteli i często wybieramy się gdzieś znacznie dalej, a cenowo wychodzi na jedno. Straszne to jest.
OdpowiedzUsuńJarmark rzeczywiście wygląda bardzo zachęcająco. Pozdrawiam:)
Polecam bardzo mocno, mam nadzieje, ze w koncu sie uda. Lato to lato, ale musze powiedziec, ze w grudniu tez warto!
UsuńNie mysleliscie, zeby zarezerwowac nocleg gdzies w pobliskich miejscowosciach? Na pewno bedzie taniej
W Gdańsku bywam dość często, ale głównie latem, czasem jesienią. Lubię takie wypady ot po prostu na kilka dni m.in. dlatego, aby znaleźć się nad morzem. Na jarmarku w Polsce nie byłem, bo na chwilę poleciałem do Brukseli - na jarmark :)
OdpowiedzUsuńNo ale jak na chwile? Miales tak duzo czasu! :)
UsuńGdansk lubie bardzo, wpadam nie za czesto, bo daleko mam teraz troche ;)
Ale bardzo mi sie ten jarmark podobal!
Aaaaaa... Ja nie mogę, jak fajnie!!! Aż mi ciarki przechodziły jak czytałam a potem oglądałam zdjęcia. Wiesz, bo to jest chyba troche tak ze domowe klimaty jakie by nie były to zawsze sa jednak troche lepsze ;) przynajmniej ja tak mam. Sentyment jest w każdym razie! I pierogi!! I a na langos czekam cały tok, bo w Szwecji tez sa ;) ciekawe co na to Węgrzy?
OdpowiedzUsuńHahah, ciesze sie, ze sie spodobalo ;)
UsuńZ tymi klimatami to nie wiem. Wiadomo, pierogow nie uswiadczysz na kazdym kroku, ale Konstanz to moj dom ;) Gdansk z kolei nigdy nim nie byl... ale ma pierogi :D
Ja tego langosza jakos nigdy jeszcze nie sprobowalam, a nasz "krewny" z Budapesztu dziwil sie troche, jak je zobaczyl.
Fajnie się błyska wszystko! Miły klimat
OdpowiedzUsuńBlyska tak, ze az czasem w oczy razi. Ale wlasnie, swietny klimat, przyjaznie, kolorowo i pomyslowo.
UsuńCUdny klimat światecznego zgiełku po zmroku....no i te pierogi.....rany!!!
OdpowiedzUsuńPyszne! I tylko nieszczesliwa bylam, gdy naszla nas ochota na druga runde, a moje z kapusta i grzybami juz wykupili :(:(
UsuńNo i te swiatelka wszeeeeedzie :)
mnie polskie jarmarki nie kręcą. polacy chyba nie wiedzą, co do czego, śmierdzi komercją i wygórowanymi cenami. ale wartość wizualna nie do przecenienia. ..
OdpowiedzUsuńLucy, ja nie wiem, czy mnie kreca, bo nie bywam. Komercja i wygorowana ceny to domena wiekszosci europejskich jarmarkow. Gdansk za to naprawde mial jakis pomysl, aktrakcje, koncerty, zabawy dla dzieci itd. Serio, nie moge sie nachwalic
Usuńjak fajnie Kasia .. śliczna relacja .. no i Twój Philipp fajny chłopak mógłbym pomyśleć, że snowboardzista na chwilkę odpoczywajacy od 'Half-Pipe' :^) ... a siostra śliczna wiadomo tak jak jej siostra :^) .. i widać, że zbójnicki grzanc (gluśwein) aż w dwóch kubeczkach :^)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam bardzo ciepło w Nowym Roku :^)
Piotrze, Ty to dla kazdego znajdziezs mile slowa! (I nie tylko dla mnie, ale nawet dla moich towarzyszy :*) A dwa kubeczki sa lepsze niz jeden, jesli gluswein taki pyszny ;) I ogrzewajacy!
UsuńPozdrawiamy!
Fajnie oddałaś klimat! Coś czuję, że następny urlop w PL to będą właśnie okolice Gdańska, choć niekoniecznie zimą ;) Pierogi w końcu smakują o każdej porze roku! Buziaki!
OdpowiedzUsuńGdansk jest fajny! I nasze morze, i Kaszuby, i Mazury, cala polnoc ;)
UsuńCo do pierogow, zgadzam sie zupelnie!
Uwielbiam takie jarmarki, byłam tylko w Krakowie co prawda, ale kilkukrotnie :)
OdpowiedzUsuńMają klimat :)
Ja z kolei krakowskiego nie znam, ale gdanski moge naprawde polecic, bo wlasnie klimatu mu nie braklo :))
Usuń