Komu w drogę, temu… psa podrzucili!
Miał być post, ale nie będzie. Został tytuł, a ja
nie mam czasu na tłumaczenia, że wielkie (obce) psisko wskoczyło mi na ramiona i impet
jego miłości prawie (z naciskiem na prawie ;)) wepchnął mnie pod pędzące samochody.
No nie mam czasu i tyle.
Faktem jest, ze przeżyłam, a los wyczerpał limit zamachów
na moje życie, więc się nie martwić: Dotrę cała i zdrowa! ;)
Najpierw Stuttgart, potem Istambuł i wreszcie
Dubaj – przygodę czas zacząć!
Postaram się powrzucać kilka zdjęć, ale porządną
relację dostaniecie dopiero po powrocie. Buziaki!

Baw się dobrze i czekamy na relacje:)
OdpowiedzUsuń