Kizimkazi - zanzibarska ziemia obiecana

wtorek, marca 29, 2016 Kasia na Rozdrożach 35 Comments



Nasz pierwszy domek z liści palmy kokosowej


Szybko odnalazłyśmy się w nowym otoczeniu i rozpoczęłyśmy leniwe wyspiarskie życie w leniwej wyspiarskiej wiosce Kizimkazi. Nie zaprzeczę, że bardzo bliska stała mi się dewiza życiowa mieszkańców Zanzibaru – pole pole. 

Agi łóżko ;)

Nawet w moim głosie słychać było głębokie odprężenie, które co poniektórzy zinterpretowali jako efekt używania zanzibarskich pomidorów. Bo musicie wiedzieć, że wyspa ta wcale nie pachnie goździkami, z każdego kąta dobiega nas aromat… marihuany -  zanzibarskich pomidorów właśnie.

Nasz kolejny domek, po prawej woda!

Rytm życia wyznaczały nam pływy morza. Nie można wstawać zbyt późno, bo morze sobie pójdzie i nici z porannej, orzeźwiającej kąpieli. Dopiero potem bez żalu obserwowałyśmy jego odwrót, zazwyczaj błogo czytając pod palmą, w jednym z wielu hamaków. 

Czytelnia z widokiem

Po pewnym czasie plaża była na tyle duża, że aż zapraszała do spacerów i poznawania dna morza. Albo do wyprawy do wsi czy do tak zwanego hotelu widma (w jedną stronę koniecznie przejdźcie buszem!), niesamowitego, luksusowo wyposażonego miejsca, które od 14 lat niszczeje, dzięki niekończącym się sporom o prawo własności. Okoliczni mieszkańcy opowiadają o wielkiej imprezie na otwarcie, które w ostateczności nigdy nie nastąpiło.

Plaża przy opuszczonych domkach

Hotel powoli poddaje się naturze, ale nadal z nadzieją czeka na pierwszego gościa. I tylko czasem odbywają się tam imprezy. Imprezy duchów i imprezy żyjących, którzy przekupują koczujących tam młodych Masajów, przywożą sprzęt i w niektóre weekendy świętują na plaży. Niestety nie udało nam się załapać, ale w końcu wszystko przed nami, prawda?

Domek z widokiem

Powrót do naszego domku na plaży oznaczał jedno – jeszcze tylko chwila i znowu będzie można przenieść się w inny świat, ten podwodny. Wyposażone w rurkę i maskę nie wychodziłyśmy z wody aż do momentu, gdy skóra na dłoniach i stopach nie przypominała już części ludzkiego ciała. Wymoczone i wymęczone udawałyśmy się pod prysznic, żeby zmyć słoną wodę. Słoną wodą z prysznica. Takie życie, za to nasza łazienka miała sufit z idealnie odwzorowanym gwiaździstym niebem (naprawdę wyglądał jak prawdziwy i gdy na zewnątrz padało, nawet idealnie to odwzorowywał!) – kto z was może to o swoim suficie powiedzieć?

Woda wróciła!

Noce były gorące. Dla jednych z powodu temperatury na zewnątrz, która nieznacznie schodziła z poziomu 30 stopni, dla innych dzięki nocnym uciechom i odnalezionej na drugim końcu świata „połówce”. Ja wybrałam sen, żeby odespać w końcu standardowe pobudki o szóstej i żeby nabrać sił na następny tydzień, pełen jeszcze gorętszych nocy… ale o tym już w kolejnym odcinku!

Gorące noce poprzedzały gorące zachody słońca

Czy jeśli powiem, że dowiecie się czegoś w kolejnym odcinku, musi oznaczać to, że ten odcinek skończyłam? Możliwe, ja jednak nie mam ochoty kończyć!

Widzicie bujawkę i ławki? Tam, przy ognisku, spędzaliśmy każdy wieczór

Nie opowiedziałam wam jeszcze nawet połowy tego, co spotkało nas w Kizimkazi. A spotkała nas np. rosyjska sex-maszyna i cała Rosyjska wycieczka, która na śniadanie przychodziła z własną wódką (Aga, to było śniadanie,  prawda?). I dwie słodkie Norweżki, Emilie i Kristin, rozpoczynające właśnie swoją podróż wkoło świata, które wiedząc, że się przeprowadzamy, anulowały swój pobyt i pojechały za nami i już latem odwiedzą mnie w Szwajcarii. 

Kristin i Emilie po 2-godzinnym trekkingu wpadły na pomysł użycia czegoś przeciwsłonecznego

I pewna duńska para, której ładniejsza połówka chętnie drinkowała wieczorami i przy ognisku opowiadała swoje życie, a ta brzydsza połówka wypływała wtedy w morze, by przywieźć ogromnego tuńczyka dla całego „obozu”. I nawet bym go spróbowała, gdybym już wcześniej nie straciła wszelkiej wiary w kulinarne zdolności naszych chłopaków z kuchni (kołkiem do trumny było zatrucie się… tuńczykiem właśnie).

Nasza jadalnia

 I o parze młodych Niemców (na bank z Frankfurtu), którym prawie udało się zburzyć mój stoicki spokój. I o Isoldzie z Niemiec, której tłumaczyłam wiadomość do organizatorów letniego festiwalu piwa we Wrocławiu – dlatego jeśli spotkacie się tam z niemiecką kulturą, wiedzcie, że to moja zasługa!

Bar

 I o Shebi, właścicielu całego przybytku, który chętnie dzielił się swoim życiem i życiem wyspy. I który tylko raz w życiu widział fajerwerki – gdy po drugiej stronie, na stałym ladzie w stolicy kraju Dar es salaam, wybuchł wojskowy skład amunicji. I o Maliku, naszym barmanie, który znienawidził mnie za stałe krytykowanie puszczanych przez niego (wciąż tych samych!) love songs. Chociaż jedno mu trzeba przyznać – na niektóre laski to działa!

Można się zakochać...

I o przesłodkim Peterze z kuchni i o naszym organizatorze rozrywek Ali Simbie, który pewnego poranka, gdy świat właśnie próbował się skończyć i wybuchnąć jak skład amunicji w Dar es salaam, zabrał nas łódką na poszukiwanie delfinów, zapewniając wciąż, że delfiny kochają taką pogodę i że ta chmura już na pewno była ostatnią. Jedno trzeba mu przyznać, klimat był niesamowity, a i słodkowodnym prysznicem nie pogardziłyśmy! I o szalonych psiskach, uwielbiających podgryzać moje biodra (don’t ask), o szczeniaczkach i trzech mini-kocurkach, z których dwa są tak do siebie podobne, iż długo myślałyśmy, że to jeden i ten sam zwierz. Aż zwierz się rozdwoił i pokazał w dwóch egzemplarzach.  



Piękny był to czas, piękne miejsce i piękni ludzie. 

Przeczytaj również

35 komentarzy:

  1. Widoczki to raczej rajskie.
    Tuńczyka takiego prosto z morza, cieniutko pokrojonego próbowałam na Amalfi i powiem Ci, że był boski!:)
    Ciapki urocze- uwielbiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj bardzo rajskie! Ja kocham tunczyka (najchetniej na surowo ;)), ale tu juz mialam dosc testowania beztalencia naszych chlopakow ;)
      A psy mialysmy w obydwu miejscach, wymeczylam je do oporu

      Usuń
  2. Nie wiem tylko, jak Ty się odnalazłaś po powrocie? Ja zbytnio przywiązuję się do poznanych ludzi, więc potem tęsknota mnie zżera. Ale tutaj nie wiem czy bardziej szlochałabym za ludźmi, czy za miejscem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem tak: plakalam w samolocie, przez pierwsze kilka dni bylam w euforii, a teraz od dluzszego czasu w czarnej d.... ;)

      Usuń
    2. To ja jestem dokładnie tam, gdzie TY. Ciekawe, że jeszcze się nie spotkałyśmy:)

      Usuń
    3. Pewnie dlatego, ze ta czarna dziura jest wieksza niz nam sie wydaje? ;)

      Usuń
  3. to ja sobie postoję. a później poleżę i poczekam, aż mi dzieci podrosną i pójdą w świat. wtedy może i ja co nieco z tego świata uszczknę. tymczasem ślinię monitor

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak w raju... pięknie. Mój zwyczajowy słowotok mi zaparło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O prosze, zamknac Czarownice to wyczyn ;)
      ALe nie dziwie sie w sumie

      Usuń
  5. Bardzo milo wspominam pobyt na Znazi :)
    My wczoraj wrocilismy z NZ i tez nie wiem jak wrocic to szarej codziennosci :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ależ mieliście niesamowity wyjazd i niezapomniane przygody. Zazdroszczę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj bylo naprawde swietnie! Mam nadzieje, ze jeszcze kiedys tam wyladuje

      Usuń
  7. A tu za oknem chłodno i mokro. Oj jak ja zazdroszczę ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dasz mi namiary na tę miejscówkę? Będę mieszkać na północy w hotelu, ale mając dzień wolny chętnie się wybiorę, szczególnie do opuszczonego hotelu :D uwielbiam takie miejsca :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaach, zazdroszcze ;)
      Wybierz sie koniecznie. Zostan na noc, ale na kolacje idz do Francuza obok, na cocktaile mozesz potem wrocic ;)
      http://www.promisedlandlodge-zanzibar.com/
      Dala-dala dojedziesz do Kizimkazi i potem czeka Cie maly spacer za wioske, no chyba, ze bedziesz samochodem.
      Jak znalezc opuszczony hotel (hotele), powiedza Ci na miejscu, bez problemu tez wysla kogos z Toba

      Usuń
  9. Nie będę nic pisać, bo wszystkie słowa są za małe, żeby wyrazić mój zachwyt i zazdrość :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie będę zbyt oryginalny jeśli napiszę Tobie, że byłaś przez chwilę w prawdziwym raju. Przepiękne miejsce na wakacje :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Radosnych Świąt Wielkanocnych życzy Aga! :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Magiczne miejsce :) Widzę, że obowiązkowo moskitiera nad łóżkiem :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Piękne miejsce, ale sama trochę boję się takich egzotycznych miejsc - tyle słyszałam o różnych chorobach, jadowitych wężach, pająkach itp. Dlatego bardziej trzymam się Europy :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Śliczne zdjęcia. Całkiem inny świat niż Polska :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Wspaniała relacja :) Nie mogę się doczekać dalszych historii!

    OdpowiedzUsuń
  16. Ciekawa relacja i pasjonujące zdjęcia :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Interesująca relacja, przyjemnie się ją czyta

    OdpowiedzUsuń
  18. Ostatnie dni w pracy i jedziemy z dziećmi w góry do rodziny ;-)

    OdpowiedzUsuń
  19. Świetna relacja! Zanzibar to moje marzenie od dawna - bardzo chciałabym je odwiedzić, ale póki co nie było okazji... Mam nadzieje, że kiedyś się uda :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Bardzo fajna relacja, a miejsce bajeczne, zazdroszczę! :)

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku, zanim pobiegniesz dalej, pozostaw po sobie komentarz. Pozwól nam porozmawiać, inaczej ten wpis zostanie zwykłym monologiem. A mi zależy na Twojej opinii!