Borough Market i słówko o angielskim jedzeniu
Kiedy nikt mnie nie czytał, miałam wrażenie, że mogłam pisać wszystko. Teraz powoli czuję, że nie powinnam pisać o niczym, bo zawsze ktoś może poczuć się urażony. I niektóre wpisy odkładałam na później albo na świetego nigdy... Jednak pora to zmienić.
Bo to mój ogródek, moja działka i moje grabki. Grabię nimi sobie, ale grabię dla Was, bo sama swoje myśli znam ;)
Zapraszam w podróż pełną jedzenia i zawirowanych myśli!
No bo tak: nie zgadzam się z tym, że w Anglii nie można zdrowo zjeść. Nie zgadzam się z tym, że zdrowe jedzenie jest drogie.
A dlaczego? Bo zwykle są to słowa wypowiadane przez Polaka z fajką z ustach i puszką piwa w ręku (wiecie, ile piwo i fajki kosztują w UK? Szoook), który marudzi, że chleb za 50 pensów jest paskudny. I oczywiście: w Polsce to jest wszystko zdrowe, Polska mlekiem i miodem płynie (tylko naturalnym), a polski chlebek to manna z nieba. I do tego za złoty pińdziesiąt.
Tylko, że: 1. z jakiegoś powodu opuścił Polskę (zakładam, że na masełko do chlebka nie wystarczyło), 2. raczej nie ma zamiaru wracać (po co w takim razie porównania?), 3. zarabia kilka razy więcej niż w Polsce, dlaczego więc za chlebuś ma płacić tak samo?
A dlaczego by raz nie zrezygnować z paczki fajek i kupić kilo ryby na targu, bochenek dobrego chleba (choćby za te 4 funty) i trochę sezonowych warzyw u rolnika (bądź na ryneczku)? I jeśli ktoś powie: paaaaani, mój chłop to 2 bochenki na śniadanie zjada, zbankrutowałabym... To ja powiem: chleb to niezdrowy zapychacz, a do szczęścia wystarczy nam posiłek wielkości naszej pięści - byle odżywczy.
Wiadomo, łatwiej jest wyskoczyć do sklepu za rogiem i wrzucić mrożonkę do koszyka. Albo podgrzać dziecku makaron z serem, bo lubi. I dorzucić do tego plastikowego pomidora z supermarketu. Jednak jesteśmy tym, co jemy i warto czasem zrezygnować z używek czy gadżetów i zainwestować w zdrowie, zamiast szukać wymówek. Na pewno się opłaci.
A tak na zrobienie smaka: kilka zdjęć z najdroższego pewnie rynku w Londynie - Borough Market. Znajdziecie go zaraz obok najwyższego budynku Unii Europejskiej (The Shard) i katedry Southwark - jednego z najstarszych kościołów Londyny. Jego dziedziniec nadaje się idealnie na piknik, nikomu nie przeszkadza fakt, że większość przychodzących na rynek na lunch, spożywa go właśnie tam.
A co oferuje Borough Market?
Ser dojrzewający w winie musującym, niemieckie kiełbaski, świeże ryby, owoce i warzywa, a także mnóstwo gotowych potraw, idealnych na szybki lunch. Są angielskie paszety, wegetariańskie kotlety, szwajcarskie raclette, kuskus z dodatkami i sto innych rzeczy. Popić to można na przykład świeżoprzygotowanym smoothie z owoców - przepysznym! Miłego smakowania!
PS. Jeśli chcecie zobaczyć i spróbować wszystkiego, co rynek oferuje, musicie wybrać się na niego pomiędzy środą a sobotą. W niedzielę jest nieczynny, a w poniedziałek i wtorek zamknięte jest wszystko oprócz budek z jedzeniem, więc nie ma szans na kupienie np. warzyw.
Jakie piękne zdjęcia! No i nawet wiem, gdzie część z nich została zrobiona. A tak poza tym piłaś sok z wyciskanej pszenicy + dodatki?
OdpowiedzUsuńA jedzenie pewnie w dużej mierze zależy od tego, gdzie się mieszka (i pewnie zorientowania w terenie). Ja mieszkam teraz w Szkocji (3 miesiąc) i jeszcze nie udało mi się znaleźć takiego fajnego ryneczku, a zwykłej swojskiej piekarni nie wspominając :/.
Czesc Diano, wszystkie zdjecia pochodza z londynskiego Borough Market.
UsuńA nie masz mozliwosci np. zamowici koszyka "od rolnika" czy moze podpytac, gdzie, cos dobrego mozna znalezc? Co do chleba, moze pora zaczac piec w takim razie? ;)
W ogole nawet nie wiedzialam, ze w Szkocji teraz mieszkasz. Tak na stale?
Diana nie wiem, gdzie w Szkocji mieszkasz, ale tu własnie mozna dostać bardzo dobre ekologiczne produkty - fakt nie ma dużego wyboru, ale takiego zdrowego pora nie znajdziesz nigdzie w Europie. Co do chleba to nawet w zwykłym tesco można kupić chleb pieczony na zakwasie, całkiem smaczny jak na warunki tescowskie:) Poszperaj - na pewno w twojej okolicy są farmerzy, którzy sprzedaja swoje produkty.
Usuńpysznosci... :)
OdpowiedzUsuńOj tak, zjadlabym sobie wlasnie cos stamtad! ;)
UsuńFajne są takie miejsca.
OdpowiedzUsuńLubię (u nas w PL) chodzić do sklepów ze zdrową żywnością....ale ceny niestety powalają :/
Oj tak. Ale na ryneczku "u baby" chyba lepiej?
UsuńUśmiałam się, bo miałam ostatnio podobną rozmowę. I miałam ostatnio styczność z kimś, dla kogo bochen chleba na śniadanie to jedynie przystawka. Ale to dwie osobne historie, obydwie dość osobliwe ;)
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia! A ja jeszcze przed śniadaniem i ślinka mi cieknie niemiłosiernie! :)
OdpowiedzUsuńPiwo nie jest specjalnie drogie, chyba ze w pubie, ale fajki juz tak. Od dluzszego czasu juz zbieram sie za pokazanie co w UK mozna dostac bez zbednych i skomplikowanych zabiegow, ale jeszcze pewnie troche mi zejdzie:) W ogole, ze w Anglii nie mozna zdrowo jesc, to ja pierwszy raz slysze?
OdpowiedzUsuńWitaj Kasiu!
OdpowiedzUsuńNie wiem jak to się stało, ale na jakiś czas Twój blog zniknął mi z oczu, tzn. nie wyświetlały mi się Twoje nowe posty...Nie wiem czemu...
Ale tak sie zastanawiam czy zmieniałaś coś w ustawieniach, albo moze ja,..?
Tak czy inaczej znów Cię odnalazłam i będę tu zaglądać, bo brakowało mi Twoich opowieści :)
Pozdrawiam Cię serdecznie! :)