Kuchnia Południowego Tyrolu
Dlaczego nie fotografuję jedzenia
Mam taki problem. Z jednej strony lubię jeść, delektować się, smakować, a potem o tym dla Was pisać. Z drugiej strony mam pewną fobię. Nie potrafię robić zdjęć jedzeniu. Nie lubię, nie mogę, nie chcę. Czasem już już mam wyciągnąć aparat, ale rozejrzę się wkoło i szybko rezygnuję z chęci stania się publicznym pośmiewiskiem. Ja wiem, wiem, wszyscy fotografują jedzenie, ale cóż poradzę, jeśli moja fobia mi na to nie pozwala?
Z niektórych wyjazdów przywożę jakieś zdjęcia. A to ktoś pstryknie, a to ja zrobię przy okazji, jeśli jemy gdzieś na świeżym powietrzu. Jednak w Południowym Tyrolu przebiłam samą siebie. Mam ponad 1000 zdjęć i ani jednej foty jedzenia. Mam za to wspomnienia, którymi MUSZĘ się z Wami podzielić, dlatego... stwierdziłam, że najwyższa pora aby zapoznać Was z moim talantem. Nieczęsto moje rysunki ukazują światło dzienne, nie chcę wzbudzać sensacji. Ludzie dzwonią, piszą listy, płacą grube tysiące... po co mi to? Ale dla Was zrobię wyjątek i podzielę się moim talentem!
Kminek i anyż
Tyle słowem wstępu, czas przejść do właściwego tematu - kuchni Południowego Tyrolu. Dla tych, którzy mają mało czasu, powiem w skrócie: kminek i anyż. Piekielne połączenie. Ostatnią kminkową traumę przeżyłam wiele lat (wieeeele, wiele) na Słowacji, teraz miałam powtórkę z rozrywki. Pieczywo jasne, ciemne, ziarniste czy też nie - wszędzie kminek. I jakby tego było mało, anyż do kompletu.
Surówka z białej kapusty - tak samo. Spędziłam godziny wydłubując kilogramy kminku z mojej surówki, która ci austriaccy Włosi (bądź włoscy Austriacy) dodają do wszystkiego. I wyobraźcie sobie, wcale się nie wstydziłam robić tego w knajpie pełnej gości. W końcu kminek to kminek, a zdjęcia to zdjęcia. NIEPORÓWNYWALNE!
Pizza
Chociaż przebywając w Południowym Tyrolu, ciężko w to uwierzyć, region ten należy do Włoch. Kropka. Toczka. Punkt. A pizza jest tego najlepszym potwierdzeniem. Cieniutka, chrupiąca, mocno pomidorowa. W niczym nie przypominająca naszej polsko-amerykańskiej, grubaśnej, puchatej, która aż krzyczy o dodatkowy sos, tak odsądzany od czci i wiary przez italofilów. Włochy bronią się też różnymi rodzajami ravioli, gnocchi, maccaroni, tortellini, ale to zdecydowanie temat, w którym moja siostra czułaby się u siebie, dla mnie liczy się tylko pizza.
Zupy
Z każdym dodatkowym metrem nad poziomem morza spada temperatura powietrza. To oraz całodzienna aktywność na świeżym powietrzu sprawia, że nawet ci niebędący fanami, w końcu zamarzą o zupie. Na ten moment tylko czekają restauratorzy i serwują zmarźnietym gorące, esencjonalne buliony, pikantną gulaszową i krupnik.
Mięsiwa
Był czas, gdy w ogóle nie jadłam mięsa i cieszę się, że ten okres nie przypadł na mój pobyt w Południowym Tyrolu. Byłoby ciężko. Jedynym uznawanym warzywem jest tam bowiem poszatkowana kapusta, przyprawiona toną kminku (dobry na trawienie) i bardzo często posypana... boczkiem. Inna zielenina występuje, jeśli już, w postaci dekoracyjnej. Na stole bowiem króluje mięso. Dużo mięsa. Tradycyjny austriacki przysmak, czyli sznycel wiedeński, koniecznie podawany z ćwiartką cytryny. Ogromna golonka, oczywiście w towarzystwie surówki z kapusty. No i gulasz, a także wszelkiego rodzaju steki czy znany raczej ze Szwabii Zwiebelrostbraten - stek w sosie, chojnie posypany prażoną cebulą. Do tego bawarska biała kiełbasa, frankfuterki, a dla najmłodszych nagetsy. Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy, warzyw najecie się w domu!
Kluchy, pulpety, knedle?
Po niemiecku Knödel, a po polsku? Za małą mam wiedzę w temacie klusek śląskich i innych pyz, żeby użyć odpowiedniego porównania. Tak czy siak, są to po prostu kulki wielkości mniej więcej pięści (mojej) stworzone ze starego chleba, mleka, jaj i czasem mąki. Zależnie od dodatków, możemy wyróżnić pulpety szpinakowe, serowe bądź ze Speckiem, czyli tradycyjną południowotyrolską surową wędzoną szynką. Serwuje się je jako dodatek do dań (mięsnych oczywiście) bądź jako samodzielny posiłek. Po ugotowaniu można je wrzucić na masełko i posypać parmezanem, jeśli komuś byłoby za dietetycznie. Gorrrąca miłość
Niektóre restauracje oferują Keiserschmarrn, czyli lubiany też w Niemczech niby-omlet z rodzynkami i jabłkami. Niektóre podają strudel z jabłkami. Za to w żadnej karcie nie może zabraknąć... Gorącej Miłości. Chyba tylko po to, żeby kelner mógł co wieczór co najmniej 15 razy usłyszeć: Mam ochotę na... gorrrącą miłość! Ode mnie też usłyszał, a co! A jeśli Wy kiedyś usłyszycie takie wyzwanie, przetrzyjcie trochę malin, podgrzejcie je, dodajcie lody waniliowie i całą konstrukcję zwieńczcie bitą śmietaną. Satysfakcja gwarantowana!
Hugo
No i w końcu, przyszedł czas na Hugo! Napój, którego nie może zabraknąć ani przed posiłkiem, ani po, ani na popołudniowym Apres Ski! Jest wszędzie. I dobrze, bo jest pyszny. Składniki widzicie na rysunku, jednak w pomroczności jasnej zapomniałam o dwóch ważnych elementach: wodzie gazowanej (chociaż można pominąć) i bardzo ważne, syropie z czarnego bzu, który nadaje temu napojowi wyjątkowego smaku. Już kiedyś namawiałam Was na spróbowanie, namawiam więc znowu, pyszny jest!
Mam nadzieję, że trochę się rozerwaliście, trochę douczyliście i trochę pośmialiście. Do leksykonu kuchni Południowego Tyrolu trochę jeszcze temu wpisowi brakuje, jednak wystarczy, że zapamiętacie: kminek, anyż, kapusta, mięcho, kluchy.
Ciao!
Ależ mnie rozbawiły Twoje rysunki - oczywiście w sensie baaaaardzo pozytywnym - rozczulające i słodkie zarazem ;)
OdpowiedzUsuńNo to tak - generalnie chyba wszystko bym zjadła, oprócz (i tu się ze soba nie różnimy;) - kminku - fuuuuj!
Kluchy, pizza, mięcho - apetyczne!
A ten drink na Apres Ski - mmmm, już widzę siebie sączącą go po śnieżnym szaleństwie...:)))
My tez smialismy sie do rozpuku, bo Philipp caly czas probowal zgadnac, co rysuje i oczywiscie ciezko bylo. Witaj w antykminkowym klubie!!!
UsuńA hugo jest pyszny przed, po i w trakcie ;)
Kasia niezalogowana
Stapasz po cienkim lodzie, piszac o wloskiej kuchni a poludniowy tyrol jakby nie patrzec jest jednak wloski, ja sie zawsze czegos przyczepie :) Po pierwsze jaki te ocet do bialej kapusty: winny aesli tak to z jakiego wina bialego czy czerwonego a moze chodzi o ocet jablkowy albo balsamiczny(chociaz watpie) We Wloszech to wazna kwestia nie mozna sobie nalac pierszego z lepszego octu. Pa drugie nie ma rodzajow maccheroni, bo maccheroni to rodzaj pasty. No i zupelnie nie rozumiem dlaczego wszyscy mysla ze prawdziwa wloska pizza musi byc cienka i chrupiaca, to nie prawda jest tez pizza na grubym i pulchnym spodzie i wlosi tez taka lubia. Najwazniejsze zeby nie dodawac do niej kechupu i innych sosow. Ogolnie pizza nie powinna byc mocno pomidorowa i nie powinna byc za mocno zasypana dodatkami oraz wszystkie szynki, salami, boczki itd. dodaje sie po upieczeniu. Knödel to po polsku po prostu knedle.
OdpowiedzUsuńTo tyle na temat czepiania sie.
Ja tez nie przepadam za kminkiem i anyzem gdyby do mnie trafil taki talerz surowki to niestety wrocil by do kuchni a ja poprosilabym o surowke bez kminku. Nastepnym razem kiedy bedziesz we Wloszech mozesz zapomniec o swojej fobi robienia zdjec jedzeniu, dla wlochow to bedzie najlepszy komplement jesli uwiecznisz ich pizze lub kazde inne danie.
W Itali jedzenie jest swiete, najwazniejsze nikt sie nie orazi za fotografowanie talerza w restauracji. Mysle, ze tak samo jest w Sudtirol. Wlochy to najlepszy kraj do wyleczenia tej fobi:) Rysunki powalajace. Najbardziej spodobal mi sie hugo, musze znalezc syrop z czarnego bzu. Mam tylko pytanie to chodzi o syrop z owocow czy z kwiatow czarnego bzu, bo ten ostatni to chyba widzialam w Migros.
Ewo, nie wiem, czy bylas w Poludniowym Tyrolu, ale wloski on nie jest w najmniejszym stopniu. Uwierzysz jak zobaczysz ;) Ci "Wlosi" tak tez z Wlochami nic wspolnego nie maja, wiec ocet biora po prostu najzwyklejszy. A surowk jest z kminkiem i tyle, tak samo jak bulki, wszystko tam jest z kminkiem i moge sobie mowic, co chce.
UsuńCo do fotografowania jedzenia, mam wewnetrzna odraze, ze tak powiem i nastawienie wszystkich wkolo tego nie zmieni ;)
co do hugo, chodzi o syrop z kwiatow, znajdziesz chyba wszedzie, smacznego!
Kasia niezalogowana
Oj wiem wiem ze tamtejsi wlosi sa troche podrabiani ale jakby nie patrzec sa w granicach Italii. Mam przyjaciolke-wloszke, ktora ma tam matke chrzesna i spedza tam wszystkie wakacje. Ona tez sie upiera, ze to bardziej Austria, wedlug jej teorii panstwo wloskie wogule nie isnieje:) ale to dluga historia. A co do octu to sie bede upierac, bo ktory to ten najzwyklejszy? Co do zdjec to ja mam opory, by robic takie zdjecia na ktorych bedzie widac przypadkowych ludzi na ulicy i nie robie zdjec w supermarketach i sklepach chyba ze mi pozwola.. Cala reszte fotografuje bez problemu np. robie zdjecia rozkladom jazdy autobusow/pociagow albo godzin otwarcia sklepu. Chcialam ci tylko pomuc z ta fobia, moze kiedys trafisz do bardziej wloskiego regionu i wtedy sie odwazysz:)
UsuńPodrabiani to malo powiedziane, to czystej krwi Austriacy, tak samo kuchnia ;) W istnienie panstwa wloskiego wierze, ale w Südtirol szybko mozna stracic wiare ;)
UsuńCo do octu, biora jak leci, z bialego wina, jablkowy, ten zwykly kuchenny.
Zdjec ludziom tez nie robie, w sklepach robie, ale nieczesto, a jedzeniu no nie potrafie :D We wloskich regionach tez bywalam, no chance, ten typ tak ma ;))
Ogolnie nie przeszkadza mi to wcale, ale szkoda, jesli nie mam Wam czego pokazac.
Gratuluje pomyslu, swietnie wybrnelas z sytuacji:) Rozumiem Twoja niechec do fotografowania jedzenia, tez mi sie to kojarzy z co najmniej japonskim turysta w Europie. Ja sama, wbrew temu ile zdjec zarla prezentuje, rzadko wyciagam aparat! Co do tyrolskiego jedzenia, tak pieknie tutaj zaprezentowanego, mysle ze polubilam bym mieszkanie gdzies blisko :) A co z tym kminkiem bylo nie tak? Kminek jest mniam mniam.
OdpowiedzUsuńHahah dzieki, smialam sie niesamowicie, gdy Philipp probowal rozszyfrowac moje obrazki i smialam sie sama z siebie, jak widzialam gotowe "dzielo" ;)) no z kminkiem jest to nie tak, ze jest i to w prawie kazdej potrawie! Mialam koszmar na Slowacji, a tutaj byla po prostu powtorka, nie spodziewalam sie tego w ogole. Spodobaloby Ci sie na pewno ;)
OdpowiedzUsuńKasia niezalogowana
He he, fajne obrazki! Ja też nie fotografuję jedzenia poza domem. Dla mnie to takie selfie/słitfocia, jakby nie patrzeć. Może kiedyś zmienię zdanie. Na razie uczę się fotografować jedzenie mojego autorstwa. Największy mankament jest takie, że gotowanie zabiera wtedy 2 razy więcej czasu a aparat się przegrzewa.
OdpowiedzUsuńDo kminku po latach się przyzwyczaiłam, ale do anyżu chyba mi się nie uda. Tymczasem u mnie niestety jest on w zdecydowanej przewadze... Z kolei Hugo preferuję w wersji bezalkoholowej - i w zimie i w lecie. Oczywiście woda gazowana jest wtedy niezbędna. Niestety syrop z bzu w Holandii też nie istnieje, muszę sobie importować.
A jeszcze mam ciekawe wspomnienia odnośnie tych pyz, czy jak ja je nazywam knedli. Podobne są w moim byłym Heimacie, czyli Szwabii. Kiedyś byłam z dużą grupą w szwarcwaldzkim hotelu. Zamawiając posiłki podaliśmy liczbę wegetarian. No i przychodzimy na kolację a tam danie wegetariańskie: knedle z boczkiem, dokładnie takie jak narysowałaś. I obsługa była bardzo zdziwiona protestami: przecież boczek to żadne mięso!
Ja w domu tez nie lubie... Tzn. czesto wyciagam aparat, zrobie ze dwa zdjecia, uwazam, ze sa beznadziejne i skupiam sie na gotowaniu :D No nic, beda rysunki :D
UsuńDla mnie anyz jest w sumie malo wyczuwalny w potrawach, ale inni sie krzywili. Za to takie malenkie ziarenko kminku doprowadza mnie do szewskiej pasji ;)
Hugo lubie tak i tak, ale zawsze musi byc gazowane, mniam. Tutaj z kolei na kazdym kroku ten syrop mozna teraz kupic, przez hugo wlasnie.
Co do tych knedli, nie probowalam robic tego w Poludniowym Tyrolu, ale jestem na 99% pewna, ze byloby podobnie ;D
Świetne rysunki! Podziwiam inwencję artystyczną, a jednocześnie postanawiam, że Południowego Tyrolu nie odwiedzę, bo kminek i anyż to zestaw mojego kulinarnego koszmaru... Ah, i golonka, mięcho, kluchy też. Natomiast na wino z bzem i limonką chętnie bym się skusiła. W sumie bez bzu też. I limonka też nie jest konieczna :)
OdpowiedzUsuńA co do fotografii... Ja robię, bo lubię odtwarzać wszystkie smakowitości w domu (z różnym skutkiem), a jak skutek niezły, to dam na bloga. No i niestety! Jestem trochę taką generacją instagramu, choć nie uważam, że posiłek bez zdjęcia się nie liczy. Ale miło sobie powspominać, kiedy pod koniec miesiąca wcina się... cóż, co się da ;)
Kurcze, ja mialam zachecac, nie zniechecac :D To moze jedz i wez wlasny prowiant? Pieknie tam jest...
UsuńHahah no tak, wino tez jest ok ;) Ale takie zmiksowane tez, sprobuj!
Co do zdjec... lubie ogladac zdjecia innych, ale robic nie umiem i juz ;)
Pod koniec miesiaca ogladam wiec Wasze ;)
uracz mnie hugo, a przemilczę kwestię rysunków ;p
OdpowiedzUsuńświat kulinarno-celebrycki wymieszał się z dniem powszednim, dzięki dostępowi do internetu /blogi, instagram/ każdy czuje się na siłach, aby być jamie oliverem. trochę to żałosne, bo co innego fotografia kulinarna, a co innego fotografowanie żarcia w knajpie - pół biedy telefonem, bo to można zrobić dyskretnie, ale wyciąganie lustrzanki to totalne żenła. pamiętasz, jak kilka lat temu zalewały polskę wycieczki japońskich turystów, którzy zamawiali tony żarcia, żeby mieć czym się pochwalić po powrocie? wówczas mieliśmy ich za kretynów, teraz sami nimi jesteśmy (generalizując). szybko zapomniał wół, jak cielęciem był
No czego przemilczysz? Nie chcesz wspierac mlodych talentow?
UsuńNawet powiem wiecej, dzisiaj kazdy mysli, ze jest fotografem, nawet z telefonem ;)
Pamietam, pamietam ;)
Już wiem, że w weekend będzie Hugo :) syrop z czarnego bzu to nie problem, gorzej z winem musującym. Czy Prosecco to wino musujące?
OdpowiedzUsuńProdukty mączne, mięsiwo i zero warzyw - to mój raj :p ale kminek i anyż mogliby sobie podarować. Chleb litewski z kminkiem czasem bywa dobry, ale to tak raz na rok kromeczkę :)
Ja tam teraz wstydzę się fotografować w miejscach publicznych jedzonko, bo za duży aparat mam :p i zasiadam głodna do stołu, a wtedy poza szamaniem nic więcej się nie liczy.
Twoja pizza wygląda wyśmienicie :) goloneczka też całkiem, całkiem, no a Hugo wymalowałaś idealnie :p
Tak Agus, secco, prosecco, sekt, wszystko dozwolone, ale z tego co wiem, to w Polsce tylko "szampan", dlatego pisze tak, zeby kazdy zalapal ;)
UsuńDziekuje za komplementy, na Cie zawsze mozna liczyc, wiedzialam, ze sie poznasz :D:D
No ja nawet mini aparatem czy telefonem nie potrafie, ale to fakt, interesuje mnie wtedy najbardziej jedzenie :))
W takim razie juz wiesz, jaki jest kolejny kierunek, glodna tam nie bedziesz chodzic :P
Hahaha jakie małe dzieła sztuki! :) Nie ma się do czego zmuszać, ja też robię zdjęcia jedzenie tylko, gdy nikt nie widzi ;) Pulpeta bym zjadła!
OdpowiedzUsuńHahah, no ale jak nikt nie widzi? Wszyscy widza :D:D
UsuńA pulpecika ktorego?
ze szpinokiem lub syrem :D
UsuńJak będziesz chciała mieć jakieś rysunki w artykule, to mogę Ci pomóc :DD
OdpowiedzUsuńHahah, dobra, jestes zatrudniona!
UsuńChociaz mama mowi, ze moje obrazki piekne i nie potrzebuje pomocy :D:D
UsuńHahaha! Dobra ta Twoja radosna twórczość! Ja sie nie przejmuje. Z natury robię zdjęcia wszystkiemu ;-)
OdpowiedzUsuńNo i dobrze :) Ja musze uciekac do rysunkow :D
UsuńAnyż, a idź mi Pan z tym! Kminek mogę tonami ale anyżu nie ruszę. Wszystkie te kluchy jadłabym, golonki raczej nie, chociaż jak oni to spłukują potem hektolitrami piwska to pewnie się da strawić. Gulasz! Gulasz z pampuchami! To jest dobre żarło. I tego Hugo bym też piła. W sumie to nawet sobie zapodam (nie teraz oczywiście bo zaraz idę spać) bo sok w czarnego bzu mam, pozostałe składniki też, a smakowo czuję że mi podejdzie. I to wcale nie do gardła ale do smaku!
OdpowiedzUsuńA rysunki genialne, marnujesz talent kobieto! :D
Jak juz mowilam gdzies, anyz jest raczej mnie wyczuwalny, ja w sumie w ogole nie czulam. Za to kminku wala jakby sie swiat mial bez tego skonczyc ;) Zrobilas juz hugo? Uzaleznisz sie, uwazaj ;)
Usuńgulasz i kluchy to dobry posilek po calym dniu na sniegu, rozgrzewa :))
Ach i och zapomnialam podziekowac za komplementy :*
UsuńW weekend mi przypomnij to se walnę jednego, a jak będzie dobre to nawet i dwa. W tygodniu tak nie bardzo bo wiesz, nie daj bóg mi zasmakuje i jutro się z wyra nie zwlekę ;)
Usuńja tam robie fotki jedzenia- ale najczesciej telefonem
OdpowiedzUsuńwole to niz wyjmowanie wielkiej lustrzanki i robienie z siebie posmiewiska
a tak to szybko pstrykne fotke telefonem i go schowam ;)
- powod tez jest taki, ze moja mama uwielbia ogladac fotki jedzenia i nie wystarcza opowiesci- ona chce fotke !!! ;)
jak mus to mus :P
a twoja radosna tworczosc swietna :P
Nie no lustrzanki nie wyjme, ale telefonu tez nie chce. Zwlaszcza, ze bylismy zawsze w 8ke ;) hahaha a moja mama uwaza, ze za duzo gadam o jedzeniu, wiec na fotki nie nalega ;))
UsuńDzieki kochana ;)
golonka - moja ulubienica :D
OdpowiedzUsuńA ja ze wszystkich słodyczy na świecie najbardziej lubię boczek
UsuńZarloki :))))
UsuńNo co ty! ja tylko na twoim zdjęciu ją lubię ;)
UsuńNo Kochana, nie dziwię się znawcom sztuki, że walą do Ciebie drzwiami i oknami. Jesteś mistrzem w tej dziedzinie. Mam nadzieję, że kiedyś i u mnie zawiśnie na godnym miejscu Twoje arcydzieło. Szacunek, piękne:)
OdpowiedzUsuńTez sie nie dziwie :P Co sobie zyczysz i kiedy masz urodziny? ;)
UsuńBardzo fajny post! Ilustracje cudowne- wspaniale oddają intencje autorki, a chyba o to chodzi? :) Twoją fobię całkowicie rozumiem- jedyne zdjęcia, jakie zdarza mi się robić jedzeniu, to te "domowe". A poza tym najczęściej jak jestem w restauracji i dostanę już zamówioną potrawę, to jestem tak podekscytowana, że od razu zabieram się do jedzenia, a o ewentualnej możliwości zrobienia zdjęcia przypominam sobie w najlepszym wypadku w połowie konsumpcji :D
OdpowiedzUsuńHahah no wlasnie o to chodzilo :D Domowych nie lubie, bo mi to rozwala caly proces gotowania i przeszkadza ;) A w knajpie nie lubie, no bo to jednak troche dziwne ;) I fakt, jak talerz wjedzie na stol, to mysle juz tylko o jednym!
UsuńHehe, ale fajne focie żarełku cyknęłaś na przekór fobii :P
OdpowiedzUsuńA tak na marginesie: NIENAWIDZĘ krupniku!!!!!!!!!!!!!!!! :)
Hahah dokladnie :D
UsuńOjjjj ja tez, witaj w klubie!! Chociaz do innych zup sie juz z czasem przekonalam
Generalnie zup nie jadłam, odkąd opuściłam dom rodzinny. Ostatnio przeprosiłam się z większością, ale krupnik jest nadal bleee ;-)
UsuńHahahaha świetna jedzeniowa relacja! Ja wybieram Hugo!!! I to nie raz! haha pozdrowienia zostawiam :)
OdpowiedzUsuńOpowiedz jak wrazenia po Hugo, jest pyyyyyszny! Pozdrawiam serdecznie :))
UsuńWymiotłaś! Tekst masz tak dobry, że zamiast robić zdjęcia możesz rysować. Nawet do postów nie-jedzeniowych. :) Z fotografowaniem jedzenie mam tak, że łatwiej to mi robić za granicą, bo pewnie nigdy nie wróce do tego samego miejsca drugi raz. A jak wróce, to na pewno nie szybko. Za to w Polsce często jest mi głupio wyskoczyć z lustrzaną. A jak już z nią wyskoczę, to oczywiście staram się jak najszybciej załatwić sprawę i zdjęcie jest do d... Od 2 lat planuję posty o fajnych miejscach z jedzeniem w Poznaniu i w Grudziądzu, ale biorąc pod uwagę jak mi idzie kompletowanie zdjęć, to nie wiem czy kiedykolwiek do tego dojdzie :D
OdpowiedzUsuńNo dobra, to od dzisiaj rysuje tylko :D Chociaz nie, zdjecia tez robie, ale Wy dostaniecie rysunki :DD
UsuńMi wstyd jakos przed osobami, z ktorymi siedze przy stole i w ogole, nie chce byc japonska turystka, hahha. Tez tak bym chetnie napisala o knajpach np. w Konstanz, ale co zrobic, jak zdjec nie mam :(
Kasiu, też bardzo rzadko fotografuję jedzenie. W restauracji to trochę obciach, a w domu lubię zjeść ciepłe :)))))
OdpowiedzUsuńHahah mam tak samo. Czasem zrobie jedno zdjecie, ale nie chce mi sie ustawiac, cudowac i zaraz odkladam aparat, zeby zajac sie jedzeniem ;)
UsuńŚwietny wpis - postaram się zapamiętać, a rysunki sobie wydrukuje:) A dziś na obiad moje ulubione Käseknödel
OdpowiedzUsuń