Kreuzlingen: W mieście seksu i biznesu
Jako że kolejny dzień urlopu spędzam w pieleszech chorując, nie uraczę Was nowym, polskim postem, ale zaproszę na spacer po moim szwajcarskim Kreuzlingen. Żeby już na zawsze zerwać z krążącymi między Wami opiniami, że to jakaś wiocha, że koty tylko ulicami chodzą i w ogóle ;)
czosnek niedźwiedzi rządzi! |
indyjskie i tamilskie specjały w irlandzkiej knajpie... |
...która tak naprawdę jest typowym szwajcarskim "gasthausem" |
szkoła |
równe prawa dla rowerzystów |
brama do parku nad Bodeńskim |
w zameczku znajduje się restauracja |
kwitnące różowe kasztany |
znowu zameczek |
park daje wiele możliwości wypoczynku, tego bardziej aktywnego też |
darmowe "psie" woreczki |
lokalny festyn, kto znajdzie rodzimy akcent? |
http://www.kasianarozdrozach.pl/2013/06/jak-sie-mieszka-w-kreuzlingen.html
Dla mnie w sam raz. Bo czego więcej potrzeba do życia? Bardzo zielono, co pochwalam. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńNo i nie zapominajmy o Bodeńskim w środku miasta i Alpach w pobliżu ;)
Usuńale gdzie są koty? ;)
OdpowiedzUsuńWypraszałam ze zdjęć!! ;)
UsuńKasiu, piękny bardzo ten Twój Kreuzlingen .. podoba mi się, że wszyscy mieszkańcy poszli na kort pograć w tenisa ;^)) ... a no a tytułowy seks pod takimi kwitnącymi kasztanami to jest coś ;^)) .. zdrowiej Kasiu .. słoneczne pozdrowienia ! :^)
OdpowiedzUsuńMasz rację, wszyscy na kortach ;))
UsuńAle Ci się Piotrze te kasztany skojarzyły :D
Pozdrawiam i dziękuję, mam nadzieję, że już mi się jutro polepszy
Bardzo przyjemne miasteczko. Musi wyglądać cudnie jesienią.
OdpowiedzUsuńZima: http://www.kasianarozdrozach.com/2012/12/z-ostatniej-chwili.html
UsuńJesień: http://www.kasianarozdrozach.com/2012/10/a-pod-moim-oknem.html
(No i oczywiście już niedługo będą tegoroczne, lepsze niż poprzednie ;)
Nawet gdyby była to wiocha (choć nie jest) to cóż z tego? Ja tam wiochy i zapyziałe miasteczka bardzo lubię.
OdpowiedzUsuńZaraz pomknę po linkach wskazanych, co by obdukcji szczegółowszej dokonać. Choć z kilku powyższych zdjęć widać, że to zacne miasteczko jest:)))
To tak troszkę z przymrużeniem oka, bo ja tę moją wiochę uwielbiam ;) A mieszkam pod samym lasem i krowy i lisy mam pod oknem ;) Ja się do jakiejś metropolii nie nadaję
UsuńDomyślam się, że przymrużałaś:))) Metropolie is not for me too :)
Usuńpozdrawiam Cię !!!
Pozdrawiam również!
UsuńJeśli już wiocha to z pewnością cywiliowana i sprawiająca wrażenie przyjemnej ;)
OdpowiedzUsuńHaha, co racja to racja ;)
UsuńJa tu czekam na sex, drugs i rock and roll, a tu czerwone kasztany, no ja Cię proszę! A o której te zdjęcia były robione, w porze niedzielnego rosołu?! :D Podpuszczam Cię, piękne ujęcia, ja wprawdzie preferuję metropolię, ale jeziorka zazdroszę. Fajnie znów zajrzeć do Ciebie, zdrówka życzę!
OdpowiedzUsuńHa! Po co Ci takie bajery u mnie, jak u siebie masz ;))
UsuńWiocha a nie żaden seks i biznes ;)
OdpowiedzUsuńWarszawce wstęp wzbroniony!!!!!!
UsuńSiooooooooooooo
UsuńNie jest tam tak źle ;)
OdpowiedzUsuńNo ja Ci dam ;)
UsuńFajny misz masz w irlandzkiej knajpce. :) Tez lubię mniejsze miejscowości, w sumie Belfast to hmmm dzika pipidówka w porownaniu z jakims cywilizowanym miastem w Europie. :D
OdpowiedzUsuńNie byłam nigdy w Belfaście, ale on ma prawie 300 tyś. mieszkańców, Kreuzlingen ma z 17 tyś., nie mam pytań :D
UsuńPiękne zdjęcia! Jak już wspominałam, uwielbiam zieleń - chyba z dziesięć minut wpatrywałam się w te drzewa i zaraz oczy mi odpoczęły, że hej! ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję ślicznie i poproszę 10 zł za terapię! ;)
UsuńŁadnie tam masz :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się podoba :))
UsuńChętnie Kasiu przeszłabym się tą drogą ;)
OdpowiedzUsuńNo to dawaj! ;)
UsuńZdrówka życzę :)
OdpowiedzUsuńDziękuję ślicznie! Już prawie, praaawie zdrowa
UsuńMnie, ta Twoja wiocha, przypomina nasze pierwsze mieszkanie w Luton, tuz po przeprowadzce z Londynu, widok z okna byl niesamowity i to tyle:)
OdpowiedzUsuńStrasznie ważne, żeby pod oknem jakoś fajnie było, co nie?
UsuńJuz od jakiegos czasu moj C. mowi, ze w tym roku chce jechac na urlop nad lago di Costanza ja dopiero po kilku tygodniach zalapalam ze to lago di Costanza i jezioro Bodenskie, o ktorym czytam u ciebie to to samo miejsce. Jesli plan sie powiedzie, dopisze nam odrobine szczescia to pogladam te widoki na zywo :) Bede mogla skorzystac z woreczkow na psia kupe, ktore u mnie we wsi sa dokladnie takie same i moim zdaniem nie takie znowu darmowe skoro placimy co roku podatek za psa . Tropikalne pozdrowienia z Ticino :)
OdpowiedzUsuńOj taak, to samo! W takim razie trzymam kciuki, żeby się udało!
UsuńNo masz rację, podatki płacicie, mi się jednak z Pl skojarzyło, gdzie i podatek się płaci i za woreczek płaci, chyba widziałam ostatnio automat - 2 zł za worek.
Ooooch, Ticino, pozdrawiam!
a gdzieś Ty ludzi pozamykała na czas tego spaceru? ani jednego nie widzę, ale może i są za tymi kasztanowcami :)
OdpowiedzUsuńPochowali sie, nie chcieli zaistniec...
UsuńOj tęsknię za tymi krajobrazami... No i zameczek też by się przydał.
OdpowiedzUsuń