Londyn w pigułce cz. 2

czwartek, kwietnia 04, 2013 Kasia na Rozdrożach 27 Comments

Jak pewnie zauważyliście, London nas zafascynował. Nadszedł jednak czas, żeby porzucić te deszczowo-wietrzne klimaty i zacząć odprawiać taniec do boga słońca. Inaczej czarno to widzę.  Dlatego ten wpis, druga część naszej relacji, będzie wpisem ostatnim w tym temacie. Miłego czytania.

Londyn

Niedzielny poranek przywitał nas pełnym słońcem i ciepłym wietrzykiem. Złapałam okulary słoneczne oraz japonki i pobiegłam na przystanek autobusowy. Tam, jak rasowy londyńczyk, zamachałam na autobus, który inaczej by się nie zatrzymał i w jego wnętrzu ponarzekałam z kierowca na rażące słońce, które nie dość, że oślepia w czasie jazdy, to jeszcze sprawia, że człowiek prawie się topi z gorąca.   

Londyn

Ok., może trochę przedobrzyłam. Jeśli mam być zupełnie szczera, to lało jak z cebra. Wzięłam kalosze, kurtkę z kapturem i poczłapałam na przystanek. (Nawet pofantazjować człowiek nie może). Po wyjściu z autobusu kolejny raz zrezygnowaliśmy z przejażdżki stateczkiem po Tamizie i udaliśmy się do metra. Pierwszym punktem programu było muzeum historii naturalnej – Natural History Museum. Wykopaliska, skarby ziemi, dinozaury, czyli to, co Kasia lubi najbardziej ;)

Londyn

Kolejny punkt programu to Camden, „alternatywna” dzielnica Londynu. Jak dla mnie znowu, turystyczna szopka, ale pewnie sama jestem sobie winna, że wybrałam się tam w niedzielne przedpołudnie, a nie w piątkowy wieczór. 

Camden Town Londyn

No cóż, dalej do Holly Village. Dziecinnie proste. Aaaale. Najpierw trzeba wydostać się z Camden, prawda? Przemoczeni do granic możliwości, udajemy się  w stronę stacji metra, z której wcześniej wysiadaliśmy, a tam: „stacja zamknięta dla wsiadających”. Dziwne? Nie, to zwykła niedziela w Londynie. 

Camden Town Londyn


Po mniej więcej dwóch godzinach i dziesięciu kilometrach w nogach, znaleźliśmy się na stacji metra, z której dojechalibyśmy do Holly Village. Dojechalibyśmy, gdyby to nie była niedziela, bo w niedzielę metro tam nie jeździ. No cóż. 


King´s Cross Station Londyn


Szczęśliwym trafem byliśmy właśnie na King´s Cross Station, dlatego zdecydowaliśmy się na własne oczy zobaczyć Peron 9 i ¾ znany z Harrego Pottera. 


King´s Cross Station Londyn


Aaa tak. Jeśli odczuwacie nieodpartą potrzebę zrobienia sobie zdjęcia z okularami i szalikiem Pottera (nie zapominajmy o klatce z białą sową), nie możecie nie odwiedzić tej stacji. W innym przypadku…  nic się nie stanie, jeśli ominiecie ten punkt programu.

Brick Lane Londyn

Holly Village odpadła, dlatego postanowiliśmy udać się w okolice Brick Lane, aby zjeść coś z pakistańskiej czy indyjskiej kuchni (stanęło na pierwszej), poczuć klimat prawdziwej alternatywnej dzielnicy i nasycić oczy pracami Banksy`ego, które jak każdy wie, znaleźć można na każdym kroku na Brick Lane i całym Shoredich.

Brick Lane Londyn 

Po wielu godzinach i kilku nowych odciskach, poddaliśmy się. Niedzielny wieczór spędziliśmy przyjemnie w jednym z pubów (czy raczej włoskich knajpek?) dystryktu finansowego Canary Wharf, po raz kolejny świętując Sylwii urodziny.


Holy Village Londyn

Poniedziałkowy poranek (niech będzie, przedpołudnie) spędziliśmy na Borough Market, rynku oferującym świeże owoce i warzywa, a także lokalne specjały w samym sercu Londynu (zaraz obok stacji London Bridge). Na pewno jeszcze wrócimy, ale tym razem miedzy czwartkiem a sobotą, bo tylko w te dni otwarty jest cały market. 

Borough Market Londyn


Po pożywieniu się angielskim „pie”, udaliśmy się na Old Street, bo zostaliśmy zapewnieni, że tam, zaraz przy wyjściu z metra, nie-do-prze-ga-pie-nia!, znajduje się jedna z prac Banksy´ego. Bez komentarza (komentarz znajduje się w oddzielnym poście, pt. Pieprz się, Banksy).
Kolejny punkt programu to Holly Village i Highgate Cemetery – neogotycka bajka, o której mogliście przeczytać tutaj.

Borough Market Londyn

Poniedziałkowy wieczór z kolei to wizyta w jednym z londyńskich teatrów, a dokładnie St. Martin´s Theater. Przybytek ten, od ponad 60 lat wystawia jedna, jedyna sztukę – „Pułapkę na myszy” Agathy Christie. Wielkie kino! (I mówię to nie tylko dlatego, iż Agatkę wielbię ponad wszystko).

St. Martin´s Theater Londyn

Podsumowanie? Ja chcę z powrotem!!

Przeczytaj również

27 komentarzy:

  1. Piękne zdjęcia i jak dokładnie opisane :) Komuś kto pierwszy raz wybiera się do Londynu twój post będzie fajna wskazówką :)

    OdpowiedzUsuń
  2. szczerze nienawidzę weekendowych zawieszek londyńskiego metra :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sobota byla normalnie, ale niedziela?
      Jesli mialabym zaplanowac komus wypad do Londynu, to przy niedzieli staloby: idz do najblizszej knajpy i pij az do poniedzialku ;)

      Usuń
    2. Wiem, ja kiedyś pisałam, że w niedzielę trase którą metrem pokonuje się 15min, jechałam autobusem godzinę i spóźniłam się na bus na lotnisko :]

      Usuń
    3. O rany. I jak sobie poradzilas?? Zdazylas mimo tego na samolot?

      Usuń
  3. Kasiu jak widać lekko nie było, ale i tak z chęcią się tam wybiorę. Utrudnieniem jest ta komunikacja w weekendy. Gdyby nie to, byłoby o wiele przyjemniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lekko nie bylo, bo my sobie mordercze tempo narzucilismy, ale warto bylo :))
      Wiesz, ta komunikacja to tylko w niedziele swiruje (nie cala, ale metro), dlatego jesli nie planuje sie dalekich wypraw na ten dzien to wszystko jest ok :))

      Usuń
  4. te schody prosto do wnętrza planety - świetne ;) i jestem ciekawa, czy skosztowałaś fasolek wszystkich smaków, jak już wsiadłaś na peronie 9 i 3/4 ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tez mi sie podobaly :))
      A glupich fasolek nie sprobowalam, bo nie bylo glupich fasolek! Byla tylko pani, ktora nakladala Ci szalik i okulary i pstrykala zdjecie ;)

      Usuń
  5. Uwielbiam podróżowac z Tobą
    chcę jeszcze jeszcze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sadycho! Chcesz, zebym jeszcze wiecej zmarzla, zmokla i nie-wiadomo-co? Nie ma mowy, zostaje w domu do lata ;)

      Usuń
  6. Londyn kojarzy mi się z chaosem, ale takim w którym tkwi metoda. Bardzo energetyczne miasto, które już po zdjęciach przyprawia o oczopląs.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz racje, zdaje sie, ze to miasto pulsuje i zmusza nas do biegu. Szybciej i szybciej, zeby tylko niczego nie przegapic!

      Usuń
  7. To ja bym chyba jednak się wybrała na ten peron 9 i 3/4 i pyknęłam bym sobie jedną fotkię ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tylko pyknelam fotke pykajacym i poszlam sobie obrazona, ze nie wygladalo to tak jak w filmie ;)

      Usuń
  8. Kasieńko, czytam Twe londyńskie posty i czuję zadyszkę...ale w tym mieście inaczej się nie da! :DD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czujesz dobrze! Ale tez masz racje, ze inaczej sie nie da, no chyyyba, ze ma sie dwa lata na jego poznanie, wtedy moznaby troche zwolnic :)

      Usuń
  9. Wow, a ja zawsze myślałam, że Londyn jest szarym miastem:) Twoje zdjęcia całkowicie zmieniają moje wyobrażenie o tym mieście. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Kasiu, uwielbiam Twoje historie, zwlaszcza, gdy piszesz o moich ulubionych miejscach ;-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Kasiu,
    dzięki Tobie i ja wróciłam do Londynu. Niech sobie wszyscy mówią co chcą. Kocham Londyn, kocham Anglię razem z jej deszczem i powoli zbieram się do tego żeby choć na trochę tam wrócić.Choć żeby było śmieszniej zwykle "przynoszę" na wyspę słońce i ciepło :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moni, rozumiem w zupelnosci, bo tez sie zakochalam. Tylko ta pogoda troche mnie wymeczyla, ale nawet kataru nie zlapalam ;)
      Kurcze, gdybym jednak wiedziala, ze Ty taka szczesliwa, to bym Cie na sile z nami zabrala :D

      Usuń
    2. No to następnym razem trzeba się wybrać razem :P

      Usuń
  12. Londyn, moja miłość! :) zdecydowanie muszę poświęcić mu więcej wpisów u siebie, bo nie ładnie tak zaniedbywać ukochane miasto :):)

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku, zanim pobiegniesz dalej, pozostaw po sobie komentarz. Pozwól nam porozmawiać, inaczej ten wpis zostanie zwykłym monologiem. A mi zależy na Twojej opinii!