Boso, ale w ostrogach, czyli Ruta de la Tapa!
Co roku planujemy coś innego:
pustynie Maroka, wyprawę samochodowa wzdłuż francuskiego wybrzeża czy białe
piaski Bali. Co roku lądujemy w Andaluzji. I jeszcze nigdy nie żałowaliśmy tej
decyzji! Tegoroczna wyprawa na długo zostanie w mojej pamięci, przede wszystkim
za sprawa naszej towarzyszki podróży, prześlicznie pozującej do zdjęć
widzianych poniżej - mojej siostry Agaty. Chociaż już na samym początku wyprawy
udało mi się osłabić jej siły, pozbawiając ją paznokcia (auć), była nieznużona
w zwiedzaniu, poznawaniu i odkrywaniu, bez jednego słowa sprzeciwu. Do jedynych
zgrzytów dochodziło przy stole, gdy ku naszej rozpaczy delektowała się
spaghetti na tysiąc sposobów, skutecznie ignorując ośmiorniczki z grilla czy
inne krewetki. No ale cóż, z tym da się żyć ;)
Ale, ale, o czym to
ja chciałam? A właśnie, Ruta de la Tapa. To już nasza doroczna tradycja,
podczas Festiwalu Trzech Kultur w przepięknej Frigilianie (najpiękniejsza
wioska Andaluzji!). Zasady są proste, potrzebny jest kubek na napoje, mapa dla
orientacji i dobre buty (ok, zdarza się, że buty nie wytrzymają i się po prostu
rozsypia, ale najważniejsze jest przyjąć to z uśmiechem i iść dalej bez -
czapki z głów, Agatko!). Uczestnicy mają za zadanie spróbowanie lokalnych specjałów
w każdej z 20 (mniej więcej) knajpek na trasie, które rozrzucone są po całym mieście.
Festiwal Trzech
Kultur oraz Ruta rok w rok przyciągają więcej uczestników, zarówno miejscowych,
jak i turystów. Do odwiedzin zachęca ich arabska muzyka, połykacze ognia,
tancerki (i tancerze) brzucha, ogromna liczba kursów i występów, a także
przepyszne lokalne specjalności.
Wszędzie wiszą głośniki, z których
nieustannie rozbrzmiewa orientalna muzyka, a wiszące ponad wąskimi uliczkami płachty
chronią spacerowiczów przed słońcem.
Sama Frigiliana
kotami stoi. Serio! Na każdym kroku spotkacie słodkiego futrzaka, który tylko
czeka na porcję głasków i miłości. Znowu ważny powód, żeby się tam wybrać ;) Myśląc
o Frigilianie staja mi przed oczami otwarte domy, ludzie, którzy pod naszymi
oczami piszą sms-y, jedzą, oglądają telewizje, a my, chodząc miedzy ich wąskimi
uliczkami, czujemy się jakbyśmy byli częścią ich życia. W tym roku doszło
jeszcze jedno wspomnienie - moja siostra, która boso (lecz w ostrogach!) przeszła
cała kilkugodzinna Rutę i ani razu nie marudząc, w pełni zasłużyła na swoja koszulkę!
Do zobaczenia, Frigi!
Dopisek: Dla zainteresowanych link do stronki festiwalu:
Mnóstwo fotek i
filmowych relacji, polecam gorąco, zwłaszcza, że jest też wersja angielskojęzyczna.
Podziw dla siostry, impreza przednia :)
OdpowiedzUsuńPiszczę i płaczę czyli pip!
OdpowiedzUsuńChcę tam teraz, zaraz, już i niepotrzebne mi inne Maroka!