Śnieg w październiku?!?!
Uff, to był intensywny
weekend. Już tydzień go poprzedzający był szalony, ale dopiero weekend wykończył
mnie na amen ;) A wszystko za sprawą Agnieszki z Fotograficznej Krainy Marzeń, która przyjechała do
mnie prosto z Holandii (no prawie prosto, bo po drodze zrobiła sobie jeszcze
prawdziwy roadtrip po Niemczech, a także lepiła pierogi i piekła ciasta dla
mnie ;)). W piątek koło 14 w końcu dotarła i się zaczęło! Zgodnie z umową czekały już dwa rodzaje Flammkuchen, to oryginalne
z boczkiem i cebulą oraz drugie, z gruszkami i
gorgonzolą. Były jak zwykle pyszne i co najważniejsze, smakowały również Agnieszce.
Po posiłku wybrałyśmy się w „plener fotograficzny” do Konstanz i aż mnie zatkało, gdy na wyświetlaczu pojawiły się dwa
słówka: „Brak karty”. Przydarzyło mi się to po raz pierwszy, na szczęście w miejscu, które znam i do którego w każdej chwili
mogę wrócić, inaczej byłabym niepocieszona. Po kilkugodzinnym spacerze i moim „przyglądaniu
się jak Aga robi zdjęcia” przyszedł czas na relaks w basenach termalnych. Zwłaszcza
ten zewnętrzny, gorący, z parującą woda oświetlaną na różne kolory, z mroźnym
powietrzem i widokiem na nocne Bodeńskie był naszym faworytem. Koło 22,
wymoczone i szczęśliwe, udałyśmy się na tradycyjna niemiecką golonkę i białą kiełbasę,
a także świeże piwo, do lokalnego browaru, który za każdym razem zachwyca.
Kolejny
dzień upłynął pod znakiem sportu i… śniegu! I to takiego po kolana! Jeszcze
przed przyjazdem Agnieszki ustaliłyśmy, że idziemy wędrować w góry. Liczyłam na
piękną, złotą jesień, w końcu dwa tygodnie temu Alpy były jeszcze zieloniutkie,
a śnieg zdobił tylko wierzchołki 3-tysięczników. Nie mogłam przewidzieć, iż w
czwartek zacznie sypać… już na 800 metrach! Dlatego zaplanowałam początek naszej
wyprawy na Davos, będące najwyżej położonym miastem w Alpach, bo na 1560
metrach. Wyobrażacie, co się tam działo? Śnieg prawie po kolana! Próbowałyśmy zdobyć
Pischę, jedną z tamtejszych gór, ale w pewnym momencie musiałyśmy skapitulować.
Zbyt strome podejście, zbyt dużo śniegu i zbierające się nagle chmury zmusiły
nas do odwrotu. Ale co się powywracałyśmy w głębokim śniegu to nasze!
Po
powrocie ukoronowałyśmy dzień własnoręcznie przygotowanym sushi, a już w
niedziele opuścił mnie mój gość, bu! Zostały za to przepyszne pierogi z kapustą
i grzybami, jabłecznik z kruszonką i pianką, ciasto czekoladowe (którego już nie
ma), holenderskie sery i wafle (rany, rozpływają się w ustach, sery i wafle)… ok.,
idę wstawiać wodę na pierogi! A Was zostawiam ze zdjęciami z
sobotniej wyprawy. Starałam się uzyskać przeróżne efekty, przerabiając je,
dlatego od razu mowię: a) nie miały być naturalne, b) nie tworzą jednolitej
serii.
PS. Już w czwartek będziecie mieli
okazje poznać kawałek Agnieszki Holandii!
Stanowczo protestuję, żadnego śniegu!!! :)) Tyle dobrego żarła to się nie dziwię wcale że wesoło było i energia "w nogach" na brodzenie w śniegu. Ja póki co kalosze... brrr...
OdpowiedzUsuńNo u nas jeszcze prawie calkiem zielono, zreszta tu nad Bodenskie snieg zaglada niezbyt czesto. Na szczescie mam gory niedaleko ;)
UsuńKaloszy jeszcze nie potrzebuje, w miare suchawo, odpukac
Nie dość, że narobiłaś mi smaka na pierogi, to jeszcze na Flammkuchen...W środę przylatuje do mnie żona kuzyna, Szwajcarka, heh, spróbuję ją zagonić do zrobienia go :P Golonka i biała kiełbasa? Auć! przez tydzień bym się ruszyć z kanapy nie mogła :D
OdpowiedzUsuńPrzepraszam :( Ale Flammkuchen sama mozesz zrobic i to raz-dwa, u masz przepis: http://www.kasianarozdrozach.com/2012/11/kasia-w-kuchni-czyli-flammkuchen.html
UsuńOj my sie w piatek tez juz niezbyt ruszalysmy, za to mialysmy sily na sobote ;)
U mnie też dzisiaj zimno, tylko +28 stopni i woda w basenie też nie zachęca do pływania :(
OdpowiedzUsuńAle za to mam teraz dłuuuugi weekend - bo do pracy dopiero za tydzień
Ach ten pierwszy swiat i jego problemy ;)
UsuńOdpoczywaj!
Właśnie się zabieram za robienie obiadku :)
UsuńDziś będą T-bone steki z mięsa American Black Angus z sosem gorgonzola i zielonym pieprzem :D
Zaraz bede! ;)
Usuńwow! jak tam pięknie!
OdpowiedzUsuńchoć zdjęcia troszkę podkręcone, to pewnie i bez tego jest tam cudownie :) nic tylko chodzić i wdychać świeże powietrze! :)
co do jedzenia, też miałam teraz taki weekend, bo zjechali znajomi - ruszać się nie można, ale za to niebo w gębie! :)))
No podkrecone specjalnie, ale oczywiscie, ze pieknie i bez tego :)
UsuńMasz racje, powietrze bylo cudne!
Goscie sa fajni ;)
Śnieg???? Nieeeeeee dziękuję!
OdpowiedzUsuńTaaaaaaaaaaaaaaaaaaaak! ;)
Usuńboszzzz, jak ja wam zazdraszczam jedzenia, widoków, nieprzewidywalności i spotkania przede wszystkim. najpierw magda, teraz aga - szalejecie :) okazuje się, że łatwiej się spotkać mieszkając w innych krajach niż siedząc na miejscu w pl
OdpowiedzUsuńkto następny na liście gości?
buziole
A taka Lucy sie zapowiedziala, z pasztetem i pierogami ;)
UsuńLucy to se może pogadać, popisać i ewentualnie długotrwale zachorować, inaczej tyłka dalej niż 300 km nie ruszy. Ps. Zapomniałaś, że Lucy jeszcze o wodzie ognistej wspominała
UsuńHmmm, to moze niech Lucy wygra w totka i wtedy wpadnie?
UsuńNo woda ognista koniecznie! (Jesli chcesz mnie ubic ;))
Trzymaj kciuki, idę kupić los
UsuńTo niezłe zdziwko z tym śniegiem. I widzę, że na prawdę gonisz gości do kuchni, a ja liczyłam, ze to żarty:) Ale terminarz weekendowy miałyście wypełniony po brzegi. A te termy to jak wisienka na torcie.
OdpowiedzUsuńNie no jakie zarty, Aga sama chciala, zebysmy robily sushi :))))
UsuńZ tym sniegiem, seerio, zatkalo mnie.
Co do term - rany, jaki relaks! Uwielbiam to!
No widzę, że Was tak nieżle zasypało, dobrze, że tylko w górach jak na razie :) A ja w niedzielę siedziałam w Krakowie, delektując się przepiękną słoneczną jesienią i towarzystwem naszych blogowych koleżanek :) Magda i Żaneta to fajowe dziewczyny :)
OdpowiedzUsuńwidziałam na fejsie, zazdraszczam
UsuńTez widzialam i tez zazdraszczam :))
Usuńi narty mi się zamarzyły :))))
OdpowiedzUsuńA mi jabluszko ;)))
UsuńBajecznie. Muszę powiedzieć, że w ub roku i u w PL się zdarzyło że w październiku sypnęło śniegiem i to tak na poważnie.
OdpowiedzUsuń:)) psikus taki pogodowy, ale nie było nam do śmiechu.
Oj wyobrazam sobie, tu jest to raczej normalne (w wyzszych partiach oczywiscie), ale tez bylam zaskoczona, bo wlasciwie zaplanowalam wedrowke, a nie sniezne zabawy ;)
UsuńKaśku dobrze, że jestem najedzona, bo tak kusisz tym jedzonkiem...! Ten śnieg to raczej mnie przeraził, ale zdjęcia bajeczne. No i samo spotkanie też godne pozazdroszczenia! :)
OdpowiedzUsuńBuziaki
Oj tam, od razu przerazil, ja sie cieszylam jak szalona ;)
UsuńA jedzonkiem to sama siebie kusze, pierogi sie skonczyly, buuuu
A spotkanie bylo naprawde swietne!
Nie jestem fanką zimy... Nie jestem? Na pewno?
OdpowiedzUsuńJak patrzę na te zdjęcia, to mam wątpliwości, bo to tak piękne, że aż w głowę się pukam, że to październik ;D
Jestem skłonna zamienić jesień na zimę - przez CIEBIE!
P. S. Sushi wyślij jednodniowym kurierem!
Jestes! A sushi wysle, jak wyslesz kota (koty) :)
UsuńNie, bo zrobisz z nich sushi!!!! ;DDD
UsuńSpotkanie, pyszne jedzonko ... zazdroszczę Ci kochana :)
OdpowiedzUsuńA sniegu? ;);)
Usuńja chce snieg!! najlepiej po pachy zeby sie w nim wyturlac !!!
OdpowiedzUsuńOj my sie tez wyturlalysmy, kilka razy ladowalysmy w sniegu :))
UsuńJa wszystko potwierdzam! Flammkuchen było boskie, najbardziej to tradycyjne z boczkiem przypadło mi do gustu, ale gorgonzola z gruszką bardzo fantazyjna i zmysłowa w smaku, pozostanie też w pamięci :) Pierwszy raz z prawdziwym sushi, och pyychotka :)
OdpowiedzUsuńNo i góry, góry, góry!!!!!! Wiesz,że za tą wycieczkę to Cię uwielbiam!!! Góry w śniegu - było bajecznie!
Aaaa bym zapomniała! Przecież piłam też najlepsze piwo na świecie! Nic nie przebije smaku świeżego piwa!
Ja chcę więcej piwa, golonki, sushi i gór w śniegu!!!
Dzięki kochana za spotkanie! I do następnego,może gdzieś na polu tulipanów :p
Hahaha, dzieki za potwierdzenie :))
UsuńRany, bylo naprawde swietnie :)) Do nastepnego!!!
PS. Pierogow juz nie ma ;)
Piękna zima w Szwajcarii. Mam nadzieję, że w Polsce też taka będzie.
OdpowiedzUsuńJa mam nadzieje, ze ona do mnie, w nizsze partie tez dojdzie... Pozdrawiam!
UsuńAle pięknie! dawno nie widziałam tyle pięknego śniegu i szczerze mi się zatęskniło! Cudownie!
OdpowiedzUsuńJa tez uwielbiam snieg :) I bylam strasznie zaskoczona, bo nawet sie go nie spodziewalam :)
UsuńAch, mieć taki dzień! :) Kocham takie widoki, kocham zmęczenie po górach. Twój wpis przywołał wiele wspaniałych wspomnień.
OdpowiedzUsuńA nawet dwa takie dni, niezapomniane :)
UsuńCiesze sie, ze pomoglam przywolac wpsomnienia :)
ten śnieg to chyba dla nas był przeznaczony, bo to moja córa co dzień o niego pyta ;), tylko coś za duży rozrzut chmury miały ;)
OdpowiedzUsuńfajne takie spotkania ;)
Fajne te zdjęcia, wyglądają jak materiał na pocztówkę :) fajnie, że spotkanie było owocne we wrażenia i smaki.
OdpowiedzUsuńPrzepiękne widoki, taką zimę lubię! Szkoda, że teleportacja nie jest możliwa, bo chętnie bym się przeniosła teraz w te góry ;)
OdpowiedzUsuńPrzyznaję, wpadłam do Ciebie dzisiaj i szybko stąd spadam... nie lubię śniegu :( a w październiku nie lubię śniegu podwójnie!
OdpowiedzUsuń