Pierwszy dzień w raju - poznajemy Zanzibar
A gdzie jest twój
mąż? Zapytał nasz kierowca Mohammed, gdy po wytargowaniu ceny przejazdu
wsiadłyśmy do jego taksówki. Aż chciałoby się powiedzieć: welcome to Africa.
![]() |
Welcome to Africa! |
Było jeszcze
zupełnie ciemno, gdy wjechaliśmy do Zanzibar City – stolicy wyspy. Mimo
wczesnej pory na ulicach były tłumy. Tłumy idące pieszo, siedzące w
samochodach, na skuterach, w lokalnych środkach transportu zwanych dala-dala.
Czy to miasto nigdy nie śpi? Spytałyśmy. Nic z tych rzeczy, było już po 5,
czyli od ponad godziny po pierwszych modłach – najwyższa pora na dotarcie do
pracy, otworzenie sklepów, knajpek, urzędów, banków, normalne życie po prostu.
No tak, w końcu Zanzibar to wyspa w ogromnej większości muzułmańska (85%
ludności, w porównaniu do sytuacji fifty-fifty na stałym lądzie tanzańskim),
więc rytm życia wyznacza tu celebrowana 5 razy dziennie modlitwa.
![]() |
Mężczyzna w drodze do pracy |
Po krótkiej
podróży (ups, samochody jeżdżą złą stroną drogi! No tak, angielscy kolonialiści musieli namieszać),
dotarłyśmy do placu targowego, Market of Mwanakwerekwe, w
Zanzibar City. Mohammed nie rzucił nas jednak na pożarcie (lwom) mieszczanom,
tylko zabrał do bankomatu, gdy wpadłyśmy na pomysł, że koniecznie musimy
wypłacić tanzańskie szylingi zanim wybierzemy się w dalszą podróż. Zaraz po tym
znalazł nasze dala-dala i oddał nas w ręce kierowcy.
![]() |
W wnętrzu nieszczęsnego dala-dala |
To był przedsmak tego, co
przyświecało naszemu całemu pobytowi na Zanzibarze. Znacie może tę zabawę, gdy
stojąc odwróceni plecami do kogoś, „rzucacie się” w jego ramiona? Od pierwszego
dnia musiałyśmy zacząć ufać obcym i dziwy nad dziwami – nikt z nich nas nie
upuścił, chociaż niektórym udało się lekko zirytować ;)
No nic, jedziemy
dalej!
![]() |
Drugi, obok minibusów, rodzaj dala-dala |
A raczej zaraz
pojedziemy. Za 5 minut. Co z tego, ze z 5 minut zrobi się godzina? Pole pole
(spokojnie), jesteś na Zanzibarze. I nic to, ze w samolocie nie spałam ani
przez chwilę i głowa mi pękała, a nasze dala-dala waliło kurzym (mam nadzieję)
moczem, a z głośników grzmiało 100 decybeli reklam gorszych niż nasze polskie
maści na hemoroidy na przemian z modłami. Nic to, pole pole, jesteś na
Zanzibarze.
![]() |
Przydrożny sklepik |
Po mniej więcej
półtorej godziny pełnej wyżej wspomnianych atrakcji (nie wiem naprawdę za jakie
grzechy – kolejne jazdy dala-dala to była już sama radość: zapachowo,
akustycznie i nie tylko), dotarłyśmy na miejsce. Na miejsce to jednak trochę za
dużo powiedziane. Dotarłyśmy do wioski zwanej Kizimkazi znajdującej się na
końcu świata, czyli na południu wyspy. Zła wiadomość: nasza logde usytuowana
jest kawałek za końcem świata. I to dobry kawałek, o czym wcześniej nie
wiedziałyśmy, no bo kto by się drobiazgami przejmował?
![]() |
Kizimkazi |
Więc w drogę.
Ogromną plażą utworzoną przez odpływ, w długich ciuchach, każda z dwoma
plecakami i smętnie zwieszającymi się z nich nikomu niepotrzebnymi kurtkami,
krok za krokiem szłyśmy w stronę obiecanej krainy. Piejąc z zachwytu nad
morzem, którego akurat nie było (odpływ), mnóstwem różnokolorowych krabów,
wyjąc prawie ze zmęczenia (ja) i wyciem tym próbując (znowu ja) odgonić
chłopaków ze wsi, którzy na serio byli zdania, że koniecznie, ale to
koniecznie, potrzebujemy teraz kogoś, kto sprzeda nam wypad na podziwianie
delfinów, a nie kogoś, kto poniesie plecaki.
![]() |
Rajska plaża w Kizimkazi |
W końcu
dotarłyśmy. Może nie do celu, ale do małej parceli należącej do Sary, Omara i
ich córki Diany, która skradła nasze serca. Sara powitała nas uśmiechem i
dobrym słowem,
![]() |
Diana i Omi w Stone Town, starym mieście stolicy wyspy |
Omi wsadził w samochód i po krótkiej konwersacji, podczas której
oznajmił perfekcyjnym szwajcarskim-niemieckim, że również pracuje w Zurychu,
dotarłyśmy do Promised Land Lodge. A tam, popijając świeżo wyciśnięty sok z
egzotycznych owoców, usłyszałyśmy wypowiedziane aksamitnym głosem, w
akompaniamencie płynących z głośników love songs te słowa: witajcie w raju,
który będzie waszym domem na następne dni.
![]() |
Zachód słońca w naszym obiecanym raju |
Albo coś
podobnego, w sumie to nieważne. Dużo ważniejsze jest to, że ten aksamitny głos
zdołał zakręcić jednej z nas w głowie… Ale to już w drugim odcinku!
![]() |
Aga i Malik - miłośnik romantycznych piosenek |
Nie są to zupełnie moje klimaty, ale poczytać lubię:) Zanzibar ma w sumie takie skrajne opinie. Mam znajomych, którzy byli zachwyceni pobytem, a mam i takich którym niespecjalnie się podobało, wręcz trochę się tam nudzili. Najlepiej jednak pojechać i wyrobić sobie swoje zdanie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
A czemu nie Twoje? Przez opinie znajomych?
UsuńNie wiem szczerze mowiac, jak mozna sie w nowym miejscu nudzic, tylko nowych miejsc do zobaczenia, historii do uslyszenia, smakow do sprobowania - chociaz sama wiem, ze rozne typy chodza po swiecie ;)
Ja bylam zachwycona i chcialabym wrocic tak szybko, jak to mozliwe.
Mnie specjalnie tam nie ciągnie, ale wszystko może się zmienić. Zdecydowanie dobrze czuję się w Europie, jeszcze tyle tu do zobaczenia:)
UsuńA znajomi mówią, że jak lecisz na zorganizowaną, to wsadzą Cię do hotelu, i tylko plaża i plaża, bo tak zwiedzać samemu, gdzieś dalej to trochę strach. Jak chcesz rybki pooglądać to łoją na taką kasę, że szok i tak na każdym kroku. No oni też preferują Europę, a to była wylosowana nagroda no to wiadomo...:)
Ja tez mam jeszcze duzo do zobaczenia w Europie, ale ciagnie mnie w szeroki swiat. Zwlaszcza, ze taka podroz to nie tylko widoki, a poznawanie kultury, kuchni itd.
UsuńJestem przeciwniczka takich zorganizowanych wyjazdow, tak naprawde "gdzies dalej" nie jest trudniej niz w Europie, czasem nawet o wiele latwiej. Trzeba po prostu poczytac troche na temat zasad tam panujacych (rowniez bezpieczenstwa), poinformowac sie w sprawie wizy/szczepien/kasy i juz.
Ciesze się niezmiernie z tego, że piszesz opowieść o naszej podróży!!!! Buzioli tysiące za to!
OdpowiedzUsuńO muchach nie będę pisać, ale dala-dala miało dla mnie zapach ryb ;)
Było fantastycznie! Zanzibar jest boski! Jest i piękna Diana! Booosze jak ja tęsknie za tym "pole pole"!
Fotki pierwsza klasa pani fotoreporter! Już nie mogę doczekać się kolejnych części opowieści i to nie ze względu na to, że będzie i o mnie ;)
Maisha Marefu! :D :D :D
Pisze, pisze, bo ktos musi :D
UsuńZartuje oczywiscie, piekne wspomnienia wracaja co chwile! Chcialabym juz tam wrocic!
Tez tesknie za pole pole, ale i za tysiacem innych rzeczy... do kolejnego wpisu!
Wspaniałe zdjęcia, Zanzibar to miejsce warte odwiedzenia :)
OdpowiedzUsuńDziekuje! Bedzie ich jeszcze duzo wiecej ;)
UsuńI zgadzam sie calkowicie, Zanzibar trzeba odwiedzic.
Bajkowa przygoda, tylko czekać dalszych opowieści. Intryguje mnie Afryka, ale boję się, że mogłabym nie wytrzymać klimatu. Już w Szwajcarii lato prawie mnie zabiło.
OdpowiedzUsuńDroga Czarownico, dobre wiadomosci! Na Zanzibarze jest caly rok 30 stopni, a wilgotnosc powietrza nie jest wysoka. Jest o wiele przyjemniej niz latem w Andaluzji...
UsuńNaprawde klimat byl idealny!
Chociaz musze dodac, ze w wioskach na wybrzezu, w Stone Town, chociaz tez nad sama woda, bylo duszno i ble. No ale nie po to sie tam leci, zeby siedziec w miescie ;)
UsuńHehe zazdroszczę Wam pobytu w tak cudownym miejscu :)
OdpowiedzUsuń