Jak żyć w raju i przeżyć

środa, kwietnia 30, 2014 Kasia na Rozdrożach 39 Comments


Z podziękowaniami dla Nadii za pyszny tort!

Pewnie już wiecie, że znalazłam pracę w Zurychu? Dojazdy zabierają mi cenne 4 godziny dziennie, które zapełniam na przemian spaniem, piciem napojów energetycznych (staram się nie przyzwyczajać, ale ten o smaku mango jest po prostu uuuuuh, a śpi się po nim idealnie!) i czytaniem licznych przygód Sherlocka Holmes'a. Wynagradza mi to mój travel-team, z którym praca sprawia prawdziwą przyjemność (obym nie powiedziała tego w złą godzinę ;)), codzienne zaopatrzenie w nowe słodycze (coś w stylu "stoliczku nakryj się" w realnym życiu) oraz ogromne słuchawki, dzięki którym nie słyszę niczego wkoło oprócz muzyki, a które dostają wszyscz współpracownicy, jeśli tylko chcą.

Żyje też mi się nieźle, nie narzekam ani na głód, ani na chłód. Studia sfinansowałam sama (chociaż wszelkie zastrzyki finansowe bardzo się przydawały ;)) i mimo, że nie było łatwo, mogłam sobie pozwolić czasem na sushi i nie byłam zmuszona jeść suchego chleba. Ba, nawet dobry aparat udało mi się kupić, a i w Dubaju byłam. Na bogato!

I czuję, że tu jest mój dom (w sensie: moje cztery ściany, nie mój kraj). Przynajmniej tymczasowo, bo kiedyś chciałabym, żeby mój dom był na Karaibach, z widokiem na morze, hamakiem zawieszonym pomiędzy dwoma palmami i Philippem serwującym zimne napoje ;) Aaale na razie jestem tu i czuje się dobrze. I nie rozumiem znajomej w wieku już rubensowskim, która z oburzeniem reaguje na moje pożegnanie: ok, idę do domu, bo, UWAGA, mój dom jest w Polsce. Koniec, kropka. I chociaż sama traktuje wizyty w Polsce jako zło konieczne (gdyby nie dentysta, pewnie by nie bywała), w swoim zakłamaniu nie pozwala mi na nazywanie mojego domu domem. (A swoją drogą, dom rodzinny odwiedzę już za niecały miesiąc, juppi). Ale nie o tym miałam.
Chciałam napisać o tych, którzy swoje miejsce, swoje miasto czy kraj nie mogą nazwać swoim, choćby chcieli.

Jak na przykład Yasmin, moja nowa koleżanka z pracy, która dzisiaj, po 10 latach w Szwajcarii poleciała do Iranu, do "domu", którego nie widziała przez cały ten czas. Yasmin skończyła studia inżynierskie w Iranie, potem zdobyła tytuł Bachelor, a następnie Master w Szwajcarii. W trakcie studiów skończyła kilka kursów i pracowała jako wolontariuszka między innymi na uniwersytecie we Fribourgu. Po ukończeniu studiów rozpoczęła praktyki w mojej firmie. Po pół roku praktyki przedłużono. Potem przedłużono je jeszcze raz. A potem miłe panie z miłych urzędów do spraw cudzoziemców powiedziały: ma pani czas do końca kwietnia na opuszczenie kraju. Tego samego kraju, który zrobił z niej pracownika-marzenie, wykształconego na szwajcarskim uniwersytecie, z doświadczeniem. Firma próbowała wszystkiego, jednak nie mogła przedłużyć praktyki w nieskończoność, a aby ją zatrudnić musiałaby przedstawić urzędnikom 30 podań osób ubiegających się o to samo miejsce i udowodnić, w czym Yasmin jest lepsza od nich. Yasmin posługuje się perskim, jednak firmie nie jest to potrzebne. A że ma świetne wykształcenie, doświadczenie na danym stanowisku, zna inne języki? No i co, inni też znają.

I dlatego był tort, była zrzuta na bilet do Iranu, było kilka otartych ukradkiem łez. A Yasmin siedzi akurat teraz w samolocie. A ja nie mogę przestać o niej myśleć.

Żeby było weselej, Yasmin próbowała przeczekać w Niemczech, jednak odmówiono jej założenia konta (mamy sankcje przeciwko pani ojczyźnie), wizy nie wystawili, "bo Wielkanoc i może po Wielkanocy". Yasmin próbowała dostać się też do Polski, ale urząd migracyjny się sprzeciwił, bo coś tam. Pisała podania do wielu firm, ale jakoś nikomu nie zależało na zatrudnieniu Iranki (są firmy, które mają stałe kontyngenty dla cudzoziemców spoza EU). Pakowała calutką swoją kasę w prawnika, który nie robił zupełnie nic, aby jej pomóc (albo starał się, ale z niesamowicie miernym skutkiem, niestety przyglądałam się temu).
Ale Yasmin sobie poradzi, w Iranie poczeka na wizę, która otworzy jej drogę do EU, a potem znajdzie drogę, żeby wrócić... do domu.

Jednak inni mają gorzej. Jak na przykład tzw. "wnioskujący o azyl" (Asylsuchende), których w 2012 roku w Szwajcarii było dokładnie 28 631. To oni mieszkają w przydzielonych im budynkach socjalnych, częściowo zamkniętych, w wybranym przez urzędników kantonie. To oni nie mogą w ciągu pierwszych 3 miesięcy szukać jakiejkolwiek pracy i ten okres może zostaćprzedłużony. Po tym czasie mogą szukać pracy, jeśli "sytuacja ekonomiczna na to pozwoli" i jeśli pracodawca udowodni, że żaden Szwajcar czy cudzoziemiec nie spełnia ich wymagań. Szansa na wielką karierę, prawda? Jako, że procedury, jak to procedury, trwają długo, "wnioskujący o azyl" chodzą. Snują się. Spacerują. Próbują obkupić się za 8 franków dziennie, które otrzymują od urzędników. I wzbudzają współczucie. A także złość tych, obok których wyrasta kolejny budynek socjalny. Bo wiedzą, że zaczną ginąć rowery. I wózki. I że nie raz i nie dwa ktoś się do nich włamie. Tak jak do dwóch mieszkań pode mna sprzed tygodnia. Dwóch panów o arabskich rysach twarzy wyłamało zamki i szukało kasy. Dziwicie się? Ja nie bardzo. W 2012 roku 13 procent z nich dokonało deliktu. Mieszkańcy okolic zamieszkiwanych przez nich urządzają grille protestacyjne. I nikt, zupełnie nikt, nie wpada na jedno słowo: integracja. A może wpada, ale nie wie, jak wprowadzić to w życie? I nie mówię o pełnej intergracji, raczej o prostym wyciągnieciu ręki, zapoznaniu ze społeczeństwem, a nie zamykaniu w bunkrach.

Tak naprawdę chciałam zakończyć ten wpis pozytywnym akcentem, ale chociażby Yasmin, siedząca właśnie gdzieś w chmurach, zasługuje na chwilę zadumy. Ona i wszyscy inni próbujący przeżyć w raju.



Przeczytaj również

39 komentarzy:

  1. Smutne jest to, że ludzie niejednokrotnie zmuszeni są do szukania raju poza swoją ojczyzną. Niektórym się udaje, innym nie. Sprawy dotyczące cudzoziemców są czasami bardzo zawikłane. Sama mam wielokrotnie problem, aby ustosunkować się do pewnych kwestii.

    Przypomniała mi się historia pewnej rodziny. Małżeństwo pochodzące spoza Europy, które znalazło swój raj właśnie na Starym Kontynencie. Tu ich rodzina się powiększyła i po pewnym czasie dostali nakaz powrotu do swojej ojczyzny. Mogę jedynie sobie wyobrazić jaki to musiał być cios dla dzieci, które nie były już takie małe i całe swoje dotychczasowe życie spędziły w innych warunkach niż w tych do których je odesłano.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, dzieci zawsze cierpia najbardziej, ale ten smutek w oczach doroslych tez potrafi po prostu dobic.

      Usuń
  2. Przykro mi zpowodu Jasmin, przykro z wielu powodow... Tez kiedys bylam pewna, ze Hiszpania jest moim domem (wlasciwie nadal tak uwazam), ale jakos tak wyszlo, ze to w Anglii buduje swoje zycie i choc kraj ten daje duze mozliwosci, to jednak dla mnie to nie to i nie wina tu Hiszpanii pograzanej w kryzysie permamentnym (ile to juz lat?), nawet nie wina Korony, ktora niby taka tolerancyjna, a jednak mimo tego, nie czuje sie tutaj jak u siebie, chociaz jestem calkiem zadomowiona. Chwila moment, jakies referendum, niezadowolone spoleczenstwo i moga mi powiedziec do widzenia, mimo ze mam wiecej brytyjskosci w sobie niz statystyczny Mohamed Kahn, ale on w przeciwienstwie do mnie, szczyci sie urodzeniem i paszportem, ktorego ja nie mam. Trudny temat Kasiu poruszylas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, ze trudny. Wiesz, mowiac o domu, mowilam przede wszystkich o moich 4 scianach (ktore tak naprawde moga znajdowac sie wszedzie, gdzie my jestesmy), a nie o tym, ze czuje, ze Szwajcaria jest moim domem. Mimo wszystko, jako obywatelka Polski mam mnostwo praw i przywilejow, ktorych nie maja inni. I to jest niefajne.

      Usuń
    2. Calkiem rozumiem, ja tez Anglie traktuje jako dom, bo mam tu rodzine, nie dlatego, ze fajnie mi sie tu mieszka. Malo tego, pewnie gdzies indziej tez potrafilabym sobie stworzyc dom, (ale to ja, nie wszyscy tak maja) tylko szkoda bylo by tego wszystkigo, tego calego oswajania rzeczywistosci, dla jakiejs politycznej fanaberii.

      Usuń
    3. Oj tak. I tego, ze ktos pozbawia Ciebie wolnego wyboru.

      Usuń
  3. Wydaje mi się, że to takie proste nie jest, integracja i już. Wiele krajów próbowało integracji i nie wyszło za bardzo - imigranci nie chcą się integrować, przyjąć kultury, nauczyć języka. Imigranci są gośćmi, więc jeśli im dane domostwo nie odpowiada, to należy do innego gospodarza się przenieść. Z drugiej strony zasady gościnności nie polecają zamykania gościa pod kluczem w piwnicy jeśli już go do domu wpuściliśmy, tylko posadzenia go za stołem i nakarmienia. Czegokolwiek nie powiesz, zawsze jest ta druga strona medalu.



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ja nie upraszczam i nie mowie o imigrantach. Mowie o uciekinierach, ktorym w ich kraju grozilaby smierc. Osobach, ktore wpuszcza sie do kraju i nie ma najmniejszego pomyslu, co z nimi zrobic.

      Usuń
    2. Sama jestem zdania, ze imigrant, ktory nie akceptuje zasad, kultury, jezyka, powinien wrocic "do domu", krainy mlekiem i miodem plynacej (ale tylko z daleka)...

      Usuń
    3. Możliwe, że poszłam za daleko w swoich porównaniach, lecz pozostaje właśnie pytanie "Co z nimi zrobić?". Nikt jeszcze cudownej recepty na to nie znalazł, bo niestety w grę wchodzi dużo forsy... ;-(

      Usuń
    4. No wlasnie, ja sama nie wiem, "co zrobic", ale widze, ze COS trzeba, bo obecna sytuacja jest naprawde niefajna.

      Usuń
    5. I bardzo mi przykro z powodu Twojej koleżanki Yasmin! Tego zupełnie nie rozumiem, jak można wyrzucić z kraju człowieka, który już sobie ułożył życie, płaci podatki i jest świetnym materiałem na obywatela, biurokracja musi być w Szwajcarii bardzo prężnie działająca;/

      Usuń
    6. I do tego czlowieka, ktorego sami wyksztalcili, ktory nigdy nie korzystal z pomocy socjalnej czy nie mial zatargow z prawem. Nienormalne to dla mnie...

      Usuń
  4. oj temat rzeka a nawet ocean niespokojny. Ty traktujesz Yasmin indywidualnie, państwo - zbiorowo i ogólnikowo według przynależności narodowej, nie ze wzgledu na wykształcenie czy potencjał. Yasmin stała się ofiarą systemu, systemu, który pewnie w przypadku tysiąca innych przypadków ma rację bytu i sprawdza się doskonale. Szkoda, ze taka perełka im umknęła. Ja niestety zaliczam sie do tych osób, co wierzą, zaostrzone prawo pobytowe i wizowe może tylko wyjść nam na dobre, bo to z naszych pieniędzy budują sie te socjalne mieszkania, i z naszych pieniędzy Cyganie w LOndynie mają prąd i gaz za darmo i wcale mi się to nie podoba...:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie wiem, czy sie sprawdza, a juz na pewno nie doskonale. Cale albanskie i serbskie (ale nie tylko) familie zyja tu z zasilkow, robia dziecko za dzieckiem i dobrze im tak. A mlodzi, wykszatalceni musza opuszczac kraj. Ale jak mowisz, to temat rzeka.
      Jesli chodzi o traktowanie indywidualne, to w pryzpadku Yasmin oczywiscie prawda. Jesli chodzi o azylantow, patrze zbiorowo i oceniam cala sytuacje, ktora mi sie nie podoba.

      Usuń
  5. I w sumie spłynęło by to po mnie gdyby nie ta Twoja Jasmin. Osoba która dla Ciebie faktycznie istnieje, nie jest jakąś tam sobie stastyczną emigrantką którą nagle postanowiono wydalić z kraju, jest osobą którą znasz osobiście. I to jest tragedia. Smutne, przykre ale też wkurzające. Aż się krzyczeć chce i szarpać wszystkich tych urzędników. Niestety podobnie wygląda sprawa w Szwecji. Codziennie "wpuszczanych" jest do kraju kilkaset nowych osób, często uchodźców i przyjmowanych na całkowicie darmowe życie, z założeniem że ich dzieci i wnuki będą "nadzieją" dla sypiącego się szwedzkiego społeczeństwa. Jednocześnie drugim kanałem wypuszczane są z kraju jednostki które lat temu kilka (naście) za własne pieniądze przyjechały (często uciekły) ze swojej ojczyzny w nadziei na lepsze życie. Nauczyły się języka, znalazły pracę, rozpoczęły wszystko od nowa, stanęły samodzielnie na nogi, zaczęły w końcu normalnie funkcjonować żeby pewnego pięknego poranka otworzyć drzwi smutnym panom z migracyjnego... won! Takich ludzi się w tego kraju miodem i mlekiem płynącego wyrzuca. Na wojnę, na rozstrzelenie, na śmierć.

    Ściskam Cię mocno Kasiu. Mocno, mocno...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja Ciebie tez sciskam i sle calusy od jednej uprzywilejowanej imigrantki dla drugiej :*
      I zgadzam sie z kazdym jednym Twoim slowem.

      Usuń
  6. To jest przykre niestety, ale nie zgodze sie calkiem. Ja poznalam tez pare osob tutaj i powiem, ze jednak system musi byc bezduszny, aby przetrwac. Rozumiem, ze Yasmin jest w porzadku, ale jest tez wielu co nie jest...ty znasz mYasmin, a ja znam (chlopaka) co dla mnie jest terrorysta. Niestety opowiada na lewo i prawo, ze w swoim rodzinnym kraju moglby bron nosic, a tutaj mu nie pozwalaja i jest juz pare lat. I on tego nie rozumie. On tu przyjechal dla spokoju, ale skoro tej broni nie moze to jaki spokoj... albo dziewczyne, co mowi, ze slucha sie meza i oni tutaj sa, bo lepiej niez u nich, ale niestety Szwajcarzy sa tacy zli, ze kobieta kaza chodzic bez chust jak to moze byc. I tak sobie mysle, ze fajnie byc cudzoziemcem, ale niestety to nie nasz kraj i troche pokory powinnismy miec. I dlatego te urzedy sa bezduszne...Nie oszukujmy sie azylanci tez nie sa mile widziani, to po prostu mus, ze sa. Dyskusja moze byc dluga, ale i nawet w PL sie przytrafilo, ze Ci co z Krymu przyjechali, aby ustrzec sie represji od razu zareklamowali, ze warunki maja nie takie... To jest przykre i to bardzo.... I dodam, ze nie tylko Twoja kolezanka zostala tak potraktowana, ale para z Polski tez sie w Szwajcarii wyksztalcila i musiala wracac do kraju na dodatek z dzieckiem, bo po kresie studiow sie wszystko co dobre skonczylo. I napisalas jeszcze, ze pracodawca cos tam musial przedstawiac, aby mogla zostac. Najwyrazniej pracodawca nie chcial. Bo znam pare przypadkow, gdzie pracodawca chcacy pracownika z zagranicy nie mial z tym problemow. Faktycznie moze i zalezy to od kraju, ale niestety to dla nas Szwajcaria jest rajem, oni uwazaja siebie za normalny kraj, z duza ilosci zachowawczych przepisow. Z wielka biurokracja, niestety Szwajcaria jest krajem dosc sztywnym i na pewno oni nie obiecywali, ze bedzie prosto. Nie oszukujmy sie oni nie reklamuja, ze ich rynek jest dla kazdego otwarty, nawet kredyt w banku dostanie szybciej samotna matka bez pracy, niz cudzoziemiec na pelnym etacie... ten przypadek tez znam.
    Pozdrawiam Edyta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciezko mi sie ustosunkowac do Twojej wypowiedzi, ale sprobuje. Co do noszenia broni, Szwajcarzy maja prawo miec bron, kolega nie ma, bo jest cudzoziemcem? Nie wiem, czy dlatego, ze chce miec ta bron robi z niego terroryste, czy cos innego?
      Co do pracodowawcy, nie mialm on przedstawic "czegos tam", a 30 podan innych osob, ktore chca to miejsce i udowodnic, czemzu Yasmin jest lepsza. Ze Ty znasz pare, nie znaczy akurat, ze wszedzie sytuacja jest taka sama. Sa firmy, ktory maja kontyngenty dla cudzoziemcow, sa tez takie, ktore potrzebuja pracownikow z jezykiem np. perskim albo moga to latwo sfalszowac. Tez znam osoby, ktorym sie udalo. Jej sie nie udalo i tyle.
      Co do azylantow, nie jestem pewna, czy znasz sytuacje na swiecie? Slyszalas o wojnach, o glodzie? Ci ludzie uciekaja. I tylko niewielki odsetek wybieraja ta mlekiem i miodem plynaca Europe, cala reszta kieruje sie w strone krajow, ktore maja o wiele mniej kasy i mozliwosci. I smutne jest, ze traktowani sa jako zlo konieczne i nikt nie probuje z nimi zrobic nic.
      Co do pary z Polski, mozna powiedziec tak samo, albo pracodawca nie chcial, albo im sie nie chcialo roboty szukac, bo innym przeciez sie udalo?
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Jesli chodzi o Krym, slyszalam tylko o kilku zranionych w potyczkach, ktorych polski rzad zaprosil do szpitala i o ogrmonym oburzeniu polskiego spoleczenstwa, ze jak to, po co i takie luksusy, a my na badanie musimy czekac. Ale wiadomo, jak zwykle punkt widzenia zalezy od punktu siedzenia, mam nadzieje, ze nigdy nie bede musiala prosic o azyl/leczenie/jedzenie.

      Usuń
    3. Wiesz to jest ciezki temat. Z tym co ja sie zgadzam, a z czym nie to inna sytacja. Mnie sie nie podoba, ze Twoja kolezanke odeslali, o nie. Ta para z PL domyslam sie, ze byla na tych samych zasadach i moze zle sie wyrazilam, oni je akceptowali od poczatku, ze wroca. Co do broni to jestem przeciwko, aby kazdy mogl miec, a w szczegolnosci osoba, ktora na pierwszych zajeciach kursu mowi, ze zaluje, ze nie ma przy sobie broni. Uwiez mi to nie jest mile uczucie pomyslec sobie, ze ktos do szkoly nosi bron. Niewazne z jakiego kraju jest. Na drugich zajeciach mowi, ze nie rozmawia z kobietami, ktore nie nosza chusty, bo sa .... wyjatek i owszem. Ale za to jaki. Do tego czasu i po pieciu propozycjach malzenstwa w ciagu tygodnia zaczelam sie zastanawiac co ze mna jest nie tak. Obecny maz mi wytlumaczyl, ze nic, ze po prostu fikcyjne malzenstwa sa w cenie i mam sie nie przejmowac. Tylko jak sie nie przejmowac, 3 odmowy zakonczyly sie milo, 2 zostalam zwyzywana. Niestety nie splynelo to po mnie jak po kaczce, zaczelam obawiac sie chodzic samemu po ulicach. Z czasem przeszlo jak sie okazall, ze malzenstwo juz takie proste nie jest. Zmienili prawo akurat w tym czasie. Mialam pecha zalapac sie na ostatnia szanse i pecha, ze mysleli, ze jestem Szwajcarka. Tak, ze przykro mi, ale mam niemile doswiadczenia. Fakt to byli mezczyzni, ale dlatego ciut rozumiem czemu sie obawiaja i maja taka biurokracje jaka maja. Integracja nie istnieje w slowniku Szwajcarow. To tez poznalam na wlasnej skorze, owszem sa "mili", ale to nie znaczy, ze sie chca integrowac. Wyjatki sa :) ale ogolnie jest ciezko. Azylantow mi zal, to jest problem nie do rozwiazania. To jest ciezki kawal chleba. Pewnie dla kazdego kraju. Jakby gdzies bylo jakies dobre rozwiazane toby i inni z niego korzystali. A o pracodawcy sama napisalas w poscie, ze mu sie nie chcialo przedstawiac czemu Twoja kolezanka jest lepsza dlatego o to zahaczylam. Niestety biurokracja jest brutalna. Niestety sa kraje co sa dyskryminowane. Niestety to jest tylko Szwajcaria. Niestety ostatnio tez uslyszalam, od kogos, ze nienawidzi cudzoziemcow, od mlodej kobiety, ktora mnie w ogole nie zna. Niestety mam ja w d...bo juz ciut wiem jak tutaj funkcjonuje spoleczenstwo. A pierwsza lekcje jaka dostalam od rodowitego bylo powiedzenid mi, ze do koncy zycia bede tutaj cudzoziemka, moim jedynym plusem jest, ze chodze ze Szwajcarem dlatego sie do mnie oddzywaja. I on to mowil na serio. Teraz mu wierze. I wiem co mial na mysli. Niestety w tym kraju sposob myslenia nie zmieni sie za szybko. Tutaj wiekszosc waznych spraw jest pol na pol.

      Usuń
    4. Oj, teraz rozumiem Twoje podejscie do "kolegi", wczesniej mialam za malo danych. Mimo wszystko nie chce, aby oceniano ludzi na podstawie paszportu, a nie tego, jakimi sa.
      Szwajcarzy i ich podejscie to temat rzeka, zwlaszcza jesli chodzi o starsze spoleczenstwo, podjudzane do tego przez SVP. Mimo tego nie mialam do tej pory zadnych icydentow, a pracowalam z wieloma starszymi osobami (nie, nie jako opiekunka).
      Tak naprawde Szwajcaria to miniaturowy kraj, ktory ma taki odsetek cudzoziemcow, ze mieszkajacy w Polsce za glowe by sie zlapali, gdyby chociaz 1/4 z tego otrzymali. Wiadomo, ze to rodzi problemy, czy sie chce, czy nie. Szkoda jednak, ze to raczej nierozwiazywalny problem.

      Usuń
    5. Wiem, ze sie nieprecyzyjnie wyrazilam, ale pozno juz bylo, a ja na dodatek w podrozy, ale chcialam skomentowac. Ja tez nie chce oceniac i serio wole cudzoziemcow tutaj niz niektorych rodowitych. Dostalam niezle po dupie, ze sie tak wyraze, ale i tez z drugiej strony mi ludzie drzwi otwierali (chodzi mi tylko o rodowitych), dlatego uwazam, ze to kraj pol na pol. Ale tez rozumiem dlaczego maja taka biurokracje niefajna i sztywna. Jak tutaj przyjechalam to drzwi nikt nie zamykal po wsiach, teraz ludzie alarmy zakladaja. A to wcale nie jest jakis odlegly czas. Ja mam z kolei lepsze doswiadczenie ze starszymi osobami niz z takimi w moim wieku lub ciut starszymi. Serio, nigdy niczego zlego od starszej nie uslyszalam, a wrecz przeciwnie kazda chciala pomoc....Nawet wczesniejsz sasiad, postrach calej wsi i wyklocajacy sie o wszystko ze wszystkimi potraktowal mnie calkiem normalnie, a wrecz bym powiedziala lepiej niz maja tesciowa ;P Pewnie w miescie sie inaczej mieszka niz w miasteczku jak ja.

      Usuń
  7. Straszne! To jedyne słowo, które mogę w tej chwili wykrztusić. ..

    OdpowiedzUsuń
  8. smutne to.. wiele dobrych myśli dla Yasmin .. jestem dobrej myśli, że powróci za jakiś czas tam gdzie chce być
    pracowałem przez jakiś czas z pewnym Irańczykiem mieszkającym w Londynie był konsultantem i podróżowanie po Europie było dla niego bardzo ciężkie .. by dolecieć do jakiegoś kraju strefy Schengen musiał lecieć przez Helsinki (ironia losu ale tak był) .. i aby dolecieć do Madrytu na zebranie musiał zaliczyć Helsinki .. paranoja
    .. niestety bezmyślna biurokracja wkłada do jednego worka wszystkich na podstawie paszportu ...nikomu nie wadzący ludzie cierpią za bombowo-atomowe ambicje jakiś tam przywódców oddalonych o wiele tysięcy kilometrów

    .. jestem na pewno utopijny nie wierzę w granice i wizy ....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A no widzisz, w takim razie tez jest utopijna... Nie chce, zeby mnie ktos ocenial na podstawie paszportu i nie chce oceniac innych. Poza tym kraje wpuszczaja przestepcow i "zasilkowcow", a wyrzucaja dobrze wyksztalcona kadre. Bez sensu!

      Usuń
    2. fajnie, że jest nas więcej utopijnych :^) .. napisz czasem o dalszych losach Yasmin .. trzymam kciuki, że wszystko jej powiedzie się pomyślnie i powróci do CH

      Usuń
  9. Hm, Cześć
    drażliwy zapewne temat, ale nieco się nie zgadzam
    wystarczy spojrzeć na to, co się dzieje w Szwecji, czy tez innych krajach które mają łagodną polityke osidleńczą.
    Przyjaciel mój, Szwed, jak i pewnie pół ich populacji nie mogą zrozumieć dlaczego rząd pozwala na tak wielki przypływ ludzi z innej części świata, kultury, religii... już teraz Szwecja stała się krajem z najwyższym procentem gwałtów, nie dziwi, bo getta są pełne.
    Szwajcarzy bronią się jak mogą.
    Gdy otworzy się tamę w jednym miejscu to woda rozwali pozostałą część dość szybko.

    współczuję JASMIN, ale jeśli jest silna, to sobie da radę, i stanie jeszcze silniejszą osobą,

    Pozdrowienia,
    Tomek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czesc Tomku, ja poruszylam tutaj troche inny temat. bo prawda jest taka, ze mnostwo przybyszow z Albanii, Serbii itd sie tu osiada i wyzywia rodzine z zasilkow. Ja mowie o osobach, ktore panstwo samo wyksztalcilo, ktore nigdy nie korzystaly z pomocy socjlanej, a ktore po prostu sie wyrzuca.
      Drugi punkt to wnioskujacy o azyl, ktorych wpuszcza sie do kraju, ale nie ma pomyslu "co z nimi zrobic". Nie moga pracowac, nie moga sami o sobie decydowac, moga tylko chodzic wkolo dworca i probowac tak zabic czas...

      Usuń
    2. Tak, masz rację. Jednak czasy mamy specyficzne, i sądzę że Szwajcaria broni się przed zmieniającym się światem. od wieków starali się być neutralni. teraz też ma to miejsce, przynajmniej bazując na mojej skromnej wiedzy w tym zakresie taki wniosek wysnuwam :) pozdrowienia z deszczowego południa Polski gdzie powódź ponoć się zbliża. Tomek vel Tomasz :)

      Usuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  11. Przeczytałam cały tekst i wszystkie komentarze. Widzę subtelną różnicę pomiędzy wpuszczaniem wszystkich jak leci i finansowaniem ich życia (mam na myśli wielkie, niepracujące rodziny, utrzymujące się z zasiłków i socjalu, których życie toczy się wokół własnej społeczności i nie chcą żadnego kontaktu z ludźmi "z zewnątrz") a osobami, które się kształcą, pracują, integrują, zarabiają, znają język kraju w którym żyją itd. Bardzo przykre.

    OdpowiedzUsuń
  12. Poruszył mnie Twój wpis. Piękny i trafiony niestety. Dom jest tam, gdzie nasze serce. Niestety mamy takie czasy, że życie na emigracji stało się większą normalką niż życie we własnym kraju. Jak dla mnie świat należy do wszystkich, szkoda tylko, że ludzie postanowili to skomplikować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, trafiony. Takie rzeczy wolalabym sobie wymyslac i umieszczac w dziale "fantastyka". A no szkoda...

      Usuń
  13. Przykre jest to, o czym napisałaś. Człowiek coraz częściej zostaje traktowany przedmiotowo, tłumiony przez działania polityczne, które wychodzą na pierwszy plan. Trzymam kciuki za Yasmin i jej powrót!

    OdpowiedzUsuń
  14. Echch, smutna historia. Sama rozumiem ją, bo ja też muszę wracać do kraju, a wcale nie chcę. Tu się czuję najlepiej, jestem najszczęśliwsza. Zresztą sama wiesz z moich postów... Od miesięcy przyzwyczajam się do myśli, że wracam i coraz mi trudniej, smutniej...
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  15. Gorzko, Kasiu... Takich historii jest wiele, ale sytuację zmienić trudno, bo jest naprawdę skomplikowana. Też miałam przyjemność znać parę osób w położeniu podobnym do Twojej koleżanki. Nawet w Polsce.

    A dom? Mój jest tu, gdzie mieszkam (chociaż to się ciągle zmienia). Jadąc do Polski nie mówię już, że do domu. Do rodziny tylko...

    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku, zanim pobiegniesz dalej, pozostaw po sobie komentarz. Pozwól nam porozmawiać, inaczej ten wpis zostanie zwykłym monologiem. A mi zależy na Twojej opinii!