Cabo de Gata

wtorek, listopada 11, 2014 Kasia na Rozdrożach 35 Comments


Wena mi uciekła. Zwiała, schowała się jak Philippa telefon, który już od tygodnia ukrywa się gdzieś w domu. I nawet Święty Antoni nie działa, ani na zgubioną wenę, ani na zgubiony telefon. 
Co z tym zrobić? Najlepiej zignorować. Telefon kiedyś się znajdzie, a wena przyjdzie w najmniej spodziewanym momencie, trzeba tylko dać jej szansę. Co też właśnie robię. 

Pewnie już wiecie, że bey wytchnienia marzymy o dalekich wyprawach, a jednocześnie jakaś niezwykła siła ciągnie nas do Andaluzji na kilka tygodni. Co roku. Dziwnym trafem Cabo de Gata nigdy nie było na naszej liście zainteresowań. Aż do tego września... i całe szczęście.

Startowaliśmy jak zwykle z okolic Nerja, która leży kilkadziesiąt kilometrów na wschód od Malagi. Już podczas jazdy wybrzeżem wiemy, że było warto. Gdzie indziej zobaczymy miasteczka wyglądające jak stworzone przez moją siostrę w Simsach? I skąd wiedzielibyśmy, że na wybrzeżu są miejsca jeszcze bardziej wypalone słońcem niż nasze okolice Malagi? I że możiwe jest rozsianie wśród wzgórz jeszcze większej ilości szpetnych namiotów uprawowych?

Zapraszam na wyprawę!

Poniższe miasteczko zaczarowało nas doszczętnie. Teraz, kilka miesięcy później, patrzę na zdjęcia bez specjalnych emocji, jednak pamiętam jeszcze ten moment, gdy je zobaczyłam. Pierwsza myśl: Agata stworzyła je w Simsach. Zaplanowane w każdym szczególe, nawet leżaki wyglądają jak postawione pod linijkę. Nie wspominając nawet o łódkach i grzecznie rosnących drzewkach, z których żadne nie znalazło się na swoim miejscu przez przypadek. I trochę szkoda, że nawet nie mogę powiedzieć Wam, jak to miasteczko się nazywa. Na otarcie łez - kilka zdjęć. 

Andalucia

Andalucia

Andalucia

Kolejna przerwa w drodze i kolejna sesja. Krajobraz coraz bardziej surowy, góry praktycznie łyse, bez śladu roślinności, za to usiane milionem namiotów uprawowych. To zmora Andaluzji, są po prostu wszędzie gdzie wzrok sięga. Jednak tutaj, w okolicach Almerii jest ich szczególnie dużo, bowiem Almeria (wym. Almerija) to jeden z największych obszarów upraw pod osłonami na świecie. I to powiedział internet, nie ja!
Na poniższym zdjęciu, prócz niekończących się namiotów zobaczycie też nasz wehikuł. Znienawidzony, paskudny, okropny, tani wehikuł. Nie mieliśmy w planie jego wynajęcia i tylko i wyłacznie spotkanie z przemiłym Victorem z hiszpańskiej Guardii Civil, a potem noc spędzona na lotnisku zmusiły nas do zapoznania się bliżej z tym małym wrakiem. Ale to temat na inną opowieść, na pewno jeszcze ją przeczytacie!

Andalucia

Andalucia

FLAMINGI. FLAMINGI. FLAMINGI.
Zwariowałam prawie z radości. Flamingi to dla mnie ptaki, które występują w kreskówkach, na Animal Planet czy gdzieś przy ujściu Nilu. Ale w Hiszpanii? W Andaluzji? Nieeee.

Andalucia

Andalucia

Andalucia

Cabo de Gata od 1987 roku cieszy się szczególną ochroną jako park krajobrazowy (od 1997 to rezerwat biosfery UNESCO). Żadnych betonowych hoteli, żadnej ingerencji w naturę, żadnych dźwigów. Tylko wiatr, wypalona ziemia, niezliczone namioty uprawne i miasteczka, które walczą z nieprzyjazną naturą i upływającym czasem, nie zawsze skutecznie...

Andalucia

Andalucia

Andalucia

Andalucia

Andalucia

W Cabo de Gata na opady deszczu możecie liczyć tylko 25 dni w roku. Nie muszę chyba wspominać, że nie są one zbyt obfite? Krajobraz i roślinność w tym południowo-wschodnim skrawku Hiszpanii mocno przypomina obrzeża Sahary.

Andalucia

Andalucia

Andalucia

Andalucia

Andalucia

W Cabo de Gata spędziliśmy zdecydowanie za mało czasu. Wyjechaliśmy dosyć późno z domu i nie zdecydowaliśmy się na spontaniczny nocleg. Dzień zakończyliśmy na plaży w rybackim Las Negras, które powoli, powoli otwiera się na turystykę. Wsłuchani w szum fal i wiatru (który duł niestrudzenie) delektowaliśmy się przepysznymi rybami i owocami morza w barze widocznym na poniższym zdjęciu. Założę się, że panowie akurat łowili naszą kolację, bo była pyszna i niesmowicie świeża.
Pod kolorowymi parasolkami siedzieliśmy jeszcze długo po zachodzie słońca i wszystko byłoby ok, gdyby nie czekające na nas 200 kilometrów (ponad!) drogi powrotnej. Ale... i tak się opłacało!

Andalucia

Andalucia

Przeczytaj również

35 komentarzy:

  1. fantastyczne zdjęcia! za czytanie zabieram się za momencik!
    pozdrawiam z Berlina :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieje, ze sie fajnie czytalo moj "bezwenny" post ;);)
      Dziekuje za komplement i pozdrawiam z Zurychu :)

      Usuń
  2. Wszystko fantastyczne :-). Nie zawsze komentuję, ale zawsze się zachwycam, ażżż http://jordaniaokiempolki.blogspot.com/2014/11/bo-jestem.html
    niezobowiązujące, ale zapraszam :-*

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne, egzotyczne miejsce. Zdecydowanie muszę tam kiedyś pojechać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniecznie! Raz, ze Andaluzja ma jeszcze o wiele wiecej do zaoferowania, a dwa, ze to nie tak daleko i mozna znalezc tanie loty :))

      Usuń
  4. To się nazywa duch przygody! Dostępny tylko u Podróżników przez duże P ;)
    200 km w jedną stronę na kolację, no no!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Smiej sie, smiej ;)))
      To byla przepyszna kolacja, oplacalo sie! ;))
      A tak naprawde, bardzo chcialam ten park zobaczyc

      Usuń
    2. Wiem o czym mówisz, sam zwiedzam pałace po kolana w śniegu, ku radości Małżonki i producentów impregnatu do obuwia.
      Dziękuje za Andaluzję, Twoimi oczami wygląda zupełnie inaczej. Niż na przykład moimi, ja nie zwracałem uwagi na plantacje pod folią na przykład.

      Usuń
    3. Oj ja sie kiedys wybralam na jesienny, pazdziernikowy spacer w gorach, a wyladowalam... rowniez w sniegu po kolana ;)
      Nie wiem, gdzie byliscie w Andaluzji, moze w miastach? My mieszkamy tam zawsze na koncu swiata, wsrod wzgorz i namioty to naprawde plaga. A juz w okolicach Almerii to prawdziwa tragedia, no ale najwiekszy obszar takich upraw na swiecie, wiec nie ma sie co dziwic

      Usuń
    4. Nie, nie w miastach :) Nie licząc lotniska w Maladze. Almogia, albo Comares, albo Arroyo del Coche. I tak kilka lat z rzędu, aż chwilowo mamy za daleko ;)
      Też lubimy na końcu świata, gdzie jedynym hałasem są dzwonki, zawieszone u koziej szyi, a sklep przyjeżdża dwa, trzy razy w tygodniu.
      A jak już się cisza przeje-to samochodem na kolację na Gibraltar :D

      Usuń
    5. My tez zawsze do Malagi i potem gory w okolicach Nerja. I tez juz chyba... 6 lat? Matko. Zawsze chcemy gdzie indziej, ale to tak ciagnie, zwlaszcza, ze dom tesciow tam stoi.
      Gibraltar zawsze omijalismy w drodze do Tarify, szkoda troche. Ale samochod to byl do tej pory taka pomaranczowa, ogromna pucha i gotowales sie po prostu w srodku ;)

      Usuń
    6. Dom teściów to argument trudny do porzucenia, ot tak sobie.
      Generalnie widzę, że chyba masz albo pecha do samochodów, albo wszystko poniżej Porsche to szmelc ;)

      Usuń
    7. Hahah no ale sam zobacz, cos takiego mamy do dyspozycji: http://pics.ricardostatic.ch/2_746085706_Big/autos/puch-g-worker.jpg (tylko bez pluga z przodu i tez pomaranczowe ;)). Cudowne auto, wszyscy z drogi uciekaja. Ale w tym roku mielismy dzieki niemu perypetie z polcja (ktore jeszcze opisze) i w rezultacie dostalismy malego, starego, cienkiego sandero ;)
      A w Puchu po prostu niesamowicie goraco jest. I trzesie ;)

      Usuń
    8. Kierownicę wydaje się mieć po odpowiedniej stronie, więc czego chciał pan z Guardia Civil? Didaskalia:Czy pan miał wąsy? Z mojego doświadczenia zawsze mają :)
      Nawet hiszpański kolega miała taką ksywkę wśród rodaków, bo nad górną wargą miał szczotkę ryżową i w dodatku ryżą.
      Gorąco. I trzęsie. I weź tu dogódź. Ważne, że sprzed maski uciekają :D

      Usuń
    9. Kurcze, nie pan, tylko Victor :D Ale nie pamietam, chyba nie mial :(
      Jego koledzy mieli ;)
      Wszystko przez nasza glupote, bo nam sie wymsknelo, ze samochod w Szwajcarii zarejestrowany. A stoi w Hiszpanii. I sie zaczelo.... Cala historia lacznie ze spniem na lotnisku ;)
      A ze uciekaja, to naprawde wazne, bo inaczej sie pchaja tymi swoimi malymi pudelkami ;)

      Usuń
    10. Dobra, to ja poczekam, aż opiszesz przygodę z panem-pardon- z Victorem, następnym razem.
      Spanie na lotnisku? Hm, zależy od lotniska :)

      Usuń
    11. Bedzie niedlugo, bo juz sie powoli traumy pozbywam ;) Na lotnisku w Maladze, letnia sukienka i klima cala noc ;) I wieeeele, wiele kilometrow do ukochanego lozeczka ;)

      Usuń
    12. Nie zadroszczę, dlatego wożę wełniany, cienki szal, tak ze dwa metry kwadratowe. Cienki na tyle, że da się zwinąć w rulon, na szyję, okryć w mroźnej klimie ramiona też można.
      ze Szwajcarii i nie wie??

      Usuń
    13. No dlatego musze ta historie opowiedziec, bo inaczej nic sie kupy nie trzyma. ani pojazdu nie mialam, ani w planie to nie bylo. Niedlugo to opisze, obiecuje! ;)

      Usuń
  5. Ależ tam pięknie, rzeczywiście niesamowite miejsce.

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękne miejsca na ślicznych zdjęciach!
    Dobrze, że są chronione takie krajobrazy.
    Szkoda tylko, że są te namioty uprawowe. Mnie niespecjalnie się podobają.
    Mimo to i tak jest pięknie!
    Pzdr.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czesc Jacku! Te namioty sa straszne i bardzo psuja krajobraz, zwlaszcza, ze wiele z nich jest w oplakanym stanie i nawet nie uzywanych. Ale w parku ich nie ma! To tylko po drodze tak straszyly

      Usuń
  7. Ja to mogłabym takie krajobrazy bez końca oglądać! :))))))
    I wcale Ci się nie dziwię, absolutnie, ze ciągnie Cię do tej Hiszpanii :))))

    OdpowiedzUsuń
  8. Zakochałam się! Raju! Jak tam cudnie!

    OdpowiedzUsuń
  9. Kasia ja musze przyznać, że Twoje zdjęcia są tak piękne, że tylko oglądam i oglądam, a potem muszę wracać na początek, żeby w ogóle coś przeczytać ze zrozumieniem! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurcze, a ja sie tu martwie, ze weny nie mam :D Od dzisiaj tylko zdjecia haha

      Usuń
  10. Ładne są Twoje zdjęcia. Z pewnością miejsce również godne uwagi, może i mi kiedyś uda się dotrzeć :) Jeśli chodzi o brak weny, to chyba nie ma co panikować: w końcu wróci :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje Magdo! Polecam koniecznie, bo Andaluzja jest po prostu niesamowita, tyle do odkrycia i nie tak daleko!
      A co do weny... licze na to :)

      Usuń
  11. Ostatnie nasze pobyty w Hiszpanii to Nerja i Alicante i tak szukam w necie kolejnych inspiracji i jak popatrzylem na Twoje zdjecia to mysle ze teraz Almeria,dzieki i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonaly wybor! Kierunek Almeria to z jednej strony mnostwo namiotow i upraw, ale z drugiej piekne, dzikie krajobrazy!

      Usuń
  12. Cześć. Miasteczko, którego zdjęcie zrobiłaś z klifu i nie pamiętałaś nazwy to Calahonda.

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku, zanim pobiegniesz dalej, pozostaw po sobie komentarz. Pozwól nam porozmawiać, inaczej ten wpis zostanie zwykłym monologiem. A mi zależy na Twojej opinii!